Bardzo często spotykamy się z wieloma mitami na temat wychowania dzieci, jednym z nich jest przekonanie, że rodzice nie mogą się różnić w podejściu do wychowania dzieci. W praktyce oznacza to często, że rodzice lub jeden z rodziców jest przekonany, że powinni oni reagować podobnie w podobnych sytuacjach, tego samego od dzieci oczekiwać, to samo im tłumaczyć i zgadzać się w każdej decyzji, która dotyczy dzieci. Gdy dołożymy do tego przekonania fakt, że codzienne doświadczenia rodziców, bywają skrajnie różnie, a więc znajdują się oni często na przeciwległych biegunach emocjonalnych, a to przekłada się na skrajnie różne reakcje na to samo zachowanie dziecka, to robi się nam z tego wybuchowa mieszanka powinności, oczekiwań, racji i „nieracji”, które powodują między nimi narastający konflikt. Atmosfera w domu robi się wtedy nieznośna zarówno dla nich jak i dla dzieci.

Czy to ma jakiś sens?

Jedną z podstawowych wartości, o których pisze w swoich książkach Jesper Juul, jest autentyczność, której podstawowym założeniem jest, że każdy z nas jest odrębnym człowiekiem. Indywidualność każdego z nas jest między innymi wynikiem tego, w jaki sposób zostaliśmy wychowani, jakimi dorosłymi byli nasi rodzice, jakie wartości były dla nich ważne, co i jak celebrowali, o czym z nami rozmawiali, jak radzili sobie z kryzysami, jak się kłócili, jak przeżywali szczęście. To tylko niektóre z obszarów, które nas ukształtowały. Ponadto na to, jacy jesteśmy, składa się także nasza osobowość i temperament oraz inne doświadczenia, które miały miejsce w naszym życiu, zanim zostaliśmy rodzicami.

Oznacza to, że jest niemal niemożliwe, by dwoje ludzi miało taki sam pomysł na to, jakimi chcą być rodzicami. Każde z nich kładzie bowiem nacisk na zupełnie inne obszary i każde z nich inaczej zachowuje się w podobnych sytuacjach. Gdy pojawiają się dzieci sprawa komplikuje się o tyle, że codzienność z nimi konfrontuje nas bardzo często z ekstremalnie trudnymi emocjami, których w wielu sytuacjach nie współodczuwamy z partnerem. Przykładowo, gdy partnerka doświadcza trudnego dnia w pracy, dodatkowo wracając do domu, była uczestnikiem kolizji na skrzyżowaniu, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że na którąś z kolei kłótnie dzieci zareaguje w sposób zdecydowanie bardziej emocjonalny niż jej mąż, który w pracy właśnie otrzymał awans. W wielu takich sytuacjach nie spotkamy się jako podobni do siebie w danym momencie ludzie.

Innym przykładem może być sytuacja, w której powtarzające się w ciągu dnia konflikty rodzeństwa będą czymś zupełnie innym dla ojca, który mógł bić się w domu ze swoim bratem, bo jego rodzice mieli na to zgodę, a czymś innym dla matki, która została wychowana przez rodziców dążących do harmonii.

Jeszcze inny przykład matki, która spędza z dziećmi pięć dni w tygodniu, podczas których jej mąż jest raczej gościem i wraca do domu wieczorem tylko po to, żeby się przespać więc jego potrzeba decydowania o sobie, jest zdecydowanie bardziej zaspokojona, niż jego żony. W takiej sytuacji weekend z dziećmi będzie dla niej czymś zupełnie innym niż dla jej męża.

Do tego wszystkiego dochodzą różnice w wartościach obojga rodziców, na przykład dla jednego ważny jest język, którym posługuje się w obecności dzieci, dla drugiego nie ma on najmniejszego znaczenia i nie rozumie, dlaczego miałby przestać przeklinać, skoro lubi to robić i nie uważa, by to krzywdziło dzieci. Przykładów można by podawać w nieskończoność, ale nie o to chodzi. Najważniejsze jest, by zadać sobie pytanie – Czy będąc tak bardzo różnym, można nagle upodobnić się do drugiej osoby, tylko dlatego, że jesteśmy rodzicami wspólnych dzieci?Odpowiedź dla wielu rodziców jest rozczarowująca – nie można i nie ma nawet takiej potrzeby.

Różnorodność, której mają okazję doświadczyć dzieci, obserwując otaczających je dorosłych, jest dla nich doświadczeniem wzbogacającym. Możliwość obcowania z tatą, którego można poprosić o wyjście do baru z przetworzonym jedzeniem, na które nigdy nie zgodziłaby się mama, jest świetną okazją, by dowiedzieć się, że ludzie, którzy się kochają, mogą być tak różni w wielu obszarach i to nie musi wpływać negatywnie na ich związek.

Zaakceptowanie takich różnic, to jednak stosunkowo proste wyzwanie. Sprawa komplikuje się, gdy rodzice różnią się w podejściu do wychowania i w wielu sytuacjach stosują inne metody wychowawcze”. Przykładowo tata nie widzi nic złego w podnoszeniu głosu, w stosowaniu kar typu izolacja (nakazanie dziecku wyjścia do swojego pokoju), szantaż emocjonalny (jak nie posprzątasz w pokoju, nie dam ci buzi na dobranoc), dla mamy natomiast są one nie do przyjęcia. Takie sytuacje powodują w wielu domach konflikty między dorosłymi, którzy w bardziej lub mniej burzliwy sposób, próbują spotkać się w jednym miejscu. Wchodzą wtedy w rolę pouczających się wzajemnie rodziców, czyli na przykład ja matka wiem lepiej jak dobrze wychowywać dzieci, a ty powinieneś mi się podporządkować, jeśli tego nie zrobić wyrządzisz im krzywdę. Wzajemne przekonywanie się dorosłych o swojej racji, komplikują codzienność  dziećmi, powodując, że staje się ona dla nich nie do zniesienia, ponieważ niczego nie pragną one bardziej niż tego, by ich rodzice się kochali i żyli ze sobą w zgodzie. Dziecko doświadcza więc naruszenia integralności przez rodzica, który stosuje powyższe metody i dodatkowo doświadcza dodatkowych trudności, gdy rodzice się o nie kłócą. Często myśli sobie wtedy – gdybym nie był takim dzieckiem, oni by się przeze mnie nie kłócili. Myślenie to bardzo uderza w dziecięce poczucie wartości.

Zmiana myślenia rodziców oraz otworzenie się na partnera/partnerkę w takich sytuacjach jest tym, co znacznie poprawia sytuację dzieci. W rodzicielstwie nie chodzi bowiem o to, czyje metody wychowawcze są właściwe, a czyje nie są właściwe, ponieważ każdy z rodziców powinien być w pierwszej kolejności jak najbardziej autentyczny. Bez autentyczności nie uda mu się nawiązać z dzieckiem relacji, która powinna stanowić podstawę wychowania. Jeśli natomiast trudno nam o akceptację partnera takim, jaki jest, powinniśmy skupić się właśnie na tym, by się tej akceptacji uczyć. Gdy jeden z rodziców nie zgadza się na to, jak w relacji z dzieckiem reaguje drugi, powinien on przyglądać się temu, co się dzieje z pozycji obserwatora. Nie matki i nie ojca, tylko właśnie obserwatora, gdyż będąc przyglądającą się sytuacji matką lub ojcem, trudno jest nie stanąć w obronie dziecka – rolą rodzica jest przecież chronić własne dzieci. Natomiast obserwator to ktoś, kto potrafi pozostać neutralny i być w pierwszej kolejności partnerką/partnerem, a dopiero w drugiej kolejności matką/ojcem. Nie ma potrzeby stawiania dziecka na pierwszym miejscu, ponieważ dzieci tak jak powiedziałam, potrzebują przede wszystkim żyjących ze sobą w zgodzie rodziców, nawet jeśli ma to w takich sytuacjach oznaczać, że jedno z nich stosuje metody wychowawcze, z którymi dziecku jest trudniej niż z metodami wychowawczymi drugiego rodzica.

Pewnie wielu z Was zapyta w tym miejscu z pewnym oburzeniem, czy to oznacza, że mam bezczynnie przyglądać się jak on/ona krzywdzi nasze dziecko?

Nie, to wcale nie oznacza, że mamy się temu bezczynnie przyglądać, ale rzeczywiście pierwszym co musimy zrobić, jest zaakceptowanie naszego partnera/partnerki. Dzięki akceptacji będziemy mogli okazać sobie nawzajem wsparcie i zakomunikować, że może na nas liczyć, gdy sytuacja zaczyna go/ją przerastać. Ponadto taki rodzic potrzebuje autentycznego zainteresowania tym, jak on się czuje, gdy dochodzi między nim a dzieckiem do takich sytuacji, dlatego tym, co może zrobić wspierająca partnerka/partner, jest zainteresowanie się jego myślami i uczuciami – jak się czujesz po tej sytuacji z….?

Akceptacja jest pierwszym i niezbędnym krokiem, by zacząć rozwijać się w roli pary. To podstawowa składowa pracy nad związkiem rodziców, którzy wraz z narodzinami dziecka, spotykają się z wyzwaniami rodzicielstwa, wystawiającymi na próbę ich wzajemną relację. Łatwo jest zatracić się w rodzicielstwie, sztuką natomiast jest umiejętność utrzymania w tym wszystkim również swoich starych ról kobiety i mężczyzny oraz żony i męża. W tych rolach leży klucz do tworzenia dzieciom bezpiecznej przestrzeni, w której będą mogły dowiadywać się kim są ich rodzice, a także kim one same są i jaki jest ich wkład w życie rodzinne. 

Wzajemne atakowanie się, pouczanie i krytykowanie, nie służy nikomu, a już na pewno nie służy dzieciom, które czują się w takich sytuacjach winne temu, co dzieje się między rodzicami. Wspierając siebie nawzajem, wspieramy dzieci, które mają prawo do indywidualnej relacji z matką i do indywidualnej relacji z ojcem, nawet jeśli oznacza to, że będą one skrajnie różne, to jeśli ich podstawą będzie autentyczność, na pewno wyniosą z nich wartości, które okażą się dla nich wzbogacające.

Zdj. pexels.com

Gdyby ta mama dostrzegła ten jeden szczegół byłyby w tamtym momencie naprawdę blisko, a tak…

....Stała za mną mama z córką około 3 lat. Kolejka przesuwała się wolno, więc dziewczynka radziła sobie tak, że podeszła do jednego z kontenerów  z zabawkami, który stał przy kasie i wyciągnęła z niego pluszowego zwierzaka. Uśmiechnięta, podeszła szybkim krokiem do...

Nie odbieraj dziecku osobowości

Często w procesie wychowania tłamsimy i odbieramy dzieciom to, co w nich najcenniejsze. Walczymy z upartością, gdy tymczasem upartość determinuje podążanie za wyznaczonym sobie celem. Wymagamy uległości, a przecież ludzie ulegli nie potrafią walczyć o swoje. Nie...

Sprawdź, czy też popełniasz ten błąd

Współczesny świat rodzicielstwa ofiarowuje rodzicom to, do czego poprzednie pokolenia nie miały dostępu - szerokopojętą wiedzę na temat rozwoju dzieci. Nigdy dotąd nie mówiło się o potrzebach dzieci ani o ich podmiotowości. Wiedza płynie do współczesnych rodziców z...

Dzieci są zawsze podłączone do emocji rodziców

Często  nie zdajemy sobie sprawy lub zapominamy lub, że dzieci niemal bez przerwy "podłączone" są do naszego systemu emocjonalnego. Gdy jesteśmy spokojne i szczęśliwe one czują spokój, gdy czujemy lęk im towarzyszy lęk, gdy się czegoś boimy, one się boją, a gdy...

Do czego prowadzi „produkcja” przez system szkolny posłusznych osobników?

Na każdego dorosłego składa się dużo sprzeczności, które w kontekście wychowania dzieci, okazują się zgaszonymi światłami, którym należy się przyjrzeć. Funkcjonujemy w społeczeństwie niemal bezrefleksyjnie. W dużej mierze ukształtowani, z nacechowaną pożądanymi...

O kogo właściwie chodzi – o nas, czy o dzieci?

Tematem przewodnim kilku ostatnich wpisów, było  zaufanie do dzieci. Zaufanie, dzięki któremu one mogą wzrastać w samodzielności. Życie podsunęło mi historię, która doskonale wpisuje się w temat i krótko po tym, jak się wydarzyła, postanowiłam się z Wami nią...

Czy to oznacza, że mamy tak mówić do dzieci?

W poprzednim wpisie, który możesz przeczytać TUTAJ, przedstawiłam sposób komunikacji, który jest mi bliski w relacji z moimi dziećmi. W tym wpisie chciałabym wrócić do tego, co tam napisałam, ponieważ dostrzegłam, że brakuje tam łącznika między jedną moją myślą a...
error: Nie kopiuj!