Ostatnio prowadziłam webinar dla jednej z organizacji — tematem była relacja z nastolatkiem. Mówiłam m.in. o tym, że kontrola nie jest najlepszym narzędziem w tej relacji, a dużo skuteczniejsze i zdrowsze jest oddawanie nastolatkowi odpowiedzialności — szczególnie w tych sprawach, które leżą w jego osobistym obszarze.
Rozrysowałam dokładnie, co to znaczy „obszar osobisty” i czym różni się od obszaru wspólnego, który wpływa również na innych ludzi. I wyjaśniałam, że jeśli udaje się oddać odpowiedzialność w tym pierwszym obszarze, to nastolatek znacznie łatwiej akceptuje zasady w tym drugim.
Po spotkaniu było sporo pytań — grupa była liczna. Jedno z tych pytań bardzo mnie zatrzymało i chcę się dziś z Wami nim podzielić.
KONTROLA... ELEKTRONIKA... ZMIANA
Jeden z uczestników zapytał o elektronikę — smartfony, komputery, gry. Powiedział:
– „Z tego, co Pani mówi, wynika, że to jest obszar osobisty nastolatka, a ja to kontroluję. Czy to znaczy, że powinienem mu oddać tę odpowiedzialność?”
Zanim odpowiedziałam, zapytałam:
– A czy pana dziecko domaga się zmiany? Czy są o to kłótnie, tarcia, napięcia? Czy to temat sporny?
W odpowiedzi usłyszałam:
– Nie. To w ogóle nie jest teraz u nas konfliktowy temat. Syn nie zgłasza żadnych pretensji. Po prostu, jak Pani mówiła o odpowiedzialności, to pomyślałem, że może powinienem przestać kontrolować, żeby później było łatwiej w innych obszarach.
I wtedy mogłam odpowiedzieć:
– Nie. Niech pan niczego nie zmienia.
Przynajmniej dopóki:
– dziecko samo nie zacznie domagać się większej odpowiedzialności w tym temacie
albo
– pan nie poczuje, że ta kontrola staje się męcząca, że pan już nie chce dłużej być w tej roli.
Można by zapytać – ale jak to? Przecież podczas szkolenia mówiłam, że to osobisty obszar dziecka!
Tak. Mówiłam. Ale…
To, o czym mówię, to nie religia.
Nie ma tu przykazań ani sztywnych reguł.
W nurcie, który wykorzystuję w swojej pracy (TSR), obowiązuje jedna bardzo ważna zasada:
Jeśli coś działa – nie zmieniaj tego.
I z tego, co opowiadał ten tata, wynikało jasno: u nich to działa.
Nie ma konfliktu. Nikt nie cierpi. Żadne z nich nie zgłasza potrzeby zmiany.
To znaczy, że jego energia może spokojnie płynąć gdzie indziej.
To nie znaczy, że nie nadejdzie moment, w którym coś się zacznie kruszyć – bo dzieci dojrzewają, zmieniają się, uczą domagać się granic, samodzielności, wpływu.
Jeśli ten dzień przyjdzie – jeśli jego syn zacznie domagać się zmiany zasad w tym obszarze, czyli jeśli pojawi się tarcie, konflikt, spór – wtedy ten tata będzie mógł wrócić do tego, o czym mówiłam i oddać odpowiedzialność
Ale dopóki nic się nie dzieje – nie ma potrzeby majstrowania przy czymś, co działa.
Bo wiecie, wprowadzanie zmian tylko dlatego, że jakiś specjalista coś powiedział… to ryzykowna droga. Ani ja, ani nikt inny na świecie, nie jesteśmy specjalistami od Waszych dzieci.
One są specjalistami od siebie, Wy od siebie i Waszej rodziny.
Ja dzielę się tym, co wiem o relacjach, o procesach, o napięciach i o odpowiedzialności. Umiem Wam pomóc spojrzeć z innej perspektywy, kiedy trafiacie na szkolenie lub na konsultację z konkretną trudnością.
Ale to ma sens tylko wtedy, kiedy ta wiedza spotyka się z realną potrzebą — Twoją albo Twojego dziecka.
Zmiana ma sens, jeśli rozwiązuje konkretny, fizycznie obecny problem.
To może oznaczać, że pan ze szkolenia wróci do domu i to, co usłyszał, będzie w nim pracować. Może nie od razu, ale gdzieś tam zacznie się odzywać myśl: „To już nie jest dla mnie wygodne”. I z czasem ta myśl urośnie. Może pojawi się napięcie w ciele, lekka irytacja, zmęczenie tym, że znów trzeba coś sprawdzać, nadzorować, pilnować. I wtedy właśnie – z własnej potrzeby, nie z lęku, nie z presji, nie z „bo ktoś tak powiedział” – coś się w jego relacji z synem przesunie.
I o to chodzi.
Powściągliwość jest ważna, bo kiedy jej brakuje, bardzo łatwo wpaść w pułapkę zmieniania czegoś „dla dobra dziecka”. A to się często źle kończy ponieważ wtedy tak naprawdę to nie dziecko przed nami woła o zmianę, tylko nasze własne „wewnętrzne dziecko”. Taka zmiana nawet w najlepszych intencjach, często prowadzi do oddalenia i zagubienia.
Zmiany mają sens wtedy, kiedy są odpowiedzią na coś żywego w relacji. Nie na teorię. Nie na cudze zdanie. Ani ja ani specjaliści, którymi się inspirujecie to nie guru.
Żyj bez nadmiernego analizowania i z zaufaniem, że dziecko upomni się o to, co dla niego ważne… wtedy bądź na to gotowa/y.
Z ciekawością przeczytam, co Ty o tym myślisz. Czy też masz w domu taki temat, o którym myślisz, że może trzeba go zmienić – chociaż on… jeszcze nie wybuchł?







0 komentarzy