dzisiaj chcę Cię zaprosić do małej zabawy słowem.
To nie jest coś, co robię często – długo patrzyłam na słowa raczej jako na narzędzia, niż jako źródła odkryć. Ale ostatnio zachwyca mnie, jak czasem jedno słowo potrafi zmienić perspektywę. I dziś chciałabym podzielić się z Tobą jednym z takich zachwyceń.
Słowo: pomoc.
Znasz je dobrze. Używamy go codziennie, zwłaszcza jako rodzice.
- „Pomogłam jej się ubrać.”
- „On prosił o pomoc, więc z nim zrobiłam.”
- „No przecież pomagam, żeby w końcu mógł sam.”
Ale co, jeśli spojrzeć na to słowo inaczej?
Rozdzielić je – tylko na chwilę – na dwa: po moc.
I wtedy zobaczyć, że dziecko, prosząc o pomoc, tak naprawdę przychodzi po moc.
Po Twoje zaufanie, Twoją wiarę, że ono da sobie radę. Nie po to, żebyś zrobiła za nie – ale żebyś była blisko, dopóki ono nie znajdzie w sobie własnej mocy.
Zobacz, jak zmienia się znaczenie słowa „pomoc”, kiedy przestajesz działać, a zaczynasz być.
Jako rodzice zawsze mamy dobre intencje, ale te intencje często zamieniają się w działania, które odbierają dziecku sprawczość.
Mówią mi o tym rodzice:
- „Ja tylko chciałam mu ułatwić… a teraz on nie chce próbować sam.”
- „Chciałem ją wesprzeć, ale mam wrażenie, że zaczęła unikać wyzwań.”
Właśnie dlatego warto wciąż na nowo zadawać sobie pytanie:
Czy moja pomoc wzmacnia, czy jednak osłabia? Czy daję moc – czy przejmuję kontrolę?
MINI ĆWICZENIE
Pomyśl o jednej sytuacji z ostatnich dni, kiedy Twoje dziecko poprosiło o pomoc.
Zatrzymaj się przy niej. Zadaj sobie trzy pytania:
- Czego naprawdę potrzebowało moje dziecko – działania czy może wystarczyłoby wysłuchanie i danie mu czasu, by samo rozwiązało swój problem?
- Czy moje „pomagam” dało mu przestrzeń na własny wysiłek i sukces?
- Czy mogłam dać mniej – a zostawić mu więcej do zrobienia samej/samemu?
Łatwo Ci na te pytania odpowiedzieć, czy może przychodzi do Ciebie refleksja, że właściwie nie wiesz, bo nigdy dotąd tego nie próbowałaś. Może rozpoznajesz w sobie jakieś przekonanie – wysłuchanie na pewno byłoby niewystarczające.
Czy wiesz, że kiedy pomagamy za bardzo, odbieramy dziecku możliwość doświadczenia radości?
Przypomnij sobie sytuację, w której Tobie coś się udało – po trudzie, po wewnętrznej walce, po zwątpieniu.
Jakie to było uczucie?
Czy była tam satysfakcja? Radość?
To odbieramy dzieciom, „pomagając” za bardzo. Radość i satysfakcję.
ZOBACZMY TO NA PRZYKŁAZIE
Nastolatek, który doświadcza lęku społecznego, potrzebuje umówić się do fryzjera. Ten, do którego chodził, wyprowadził się z miasta. Trzeba znaleźć nowy salon. Scrolluje social media. Waha się. Każdy salon „jakiś nie ten”. Minął tydzień, dwa… miesiąc.
Prosi: „Zadzwoń, proszę.”
Nie robisz tego. Nie z obojętności.
Ale z zaufania.
Zostajesz blisko. Przyjmujesz jego frustrację. Otwierasz przestrzeń na to, co przeżywa. Czasem po cichu, czasem w słowach.
I kiedy w końcu zrobi to sam – to nie będzie tylko wizyta u fryzjera. To będzie moment odzyskanej mocy.
POMYŚL O TYM
Pomagając dziecku, zapytaj siebie:
Czy jestem po to, by zrobić – czy po to, by dać mu doświadczyć własnej siły?
Jeśli czujesz, że chcesz się temu przyglądać głębiej – zwłaszcza temu, co się w Tobie uruchamia, kiedy dziecko potrzebuje MOCY, a Ty masz ochotę wyręczyć – to właśnie takiej drogi uczę.
Nie „jak być lepszym rodzicem”.
Tylko jak być blisko. Bez odbierania siły. Z zaufaniem. Z obecnością.







0 komentarzy