Zainspirowana pewnym filmikiem na IG, zapytałam ChatGPT… co zrobiłby, gdyby był diabłem i chciał namieszać w głowach młodego pokolenia.
Brzmi dziwnie? Może trochę, ale spokojnie – to wszystko w imię dobra i głębszego zrozumienia relacji z dziećmi. Czasem trzeba zejść do piekła, żeby lepiej zobaczyć, co naprawdę wartościowe w niebie. Tekst zawiera mój komentarz do wskazań Chat’u.
Strategie diabła, jak namieszać w głowach młodego pokolenia
Zamiana wiedzy na powierzchowność
- Zachęcanie do konsumpcji szybkich, uproszczonych treści (TikTok, reelsy, clickbaity).
- Zniechęcanie do czytania książek i pogłębionej analizy.
- Przekonanie, że „wiedza jest nudna”, a „opinia = prawda”.
Mój komentarz: Tutaj jako rodzice mamy solidną lekcję autorefleksji do odrobienia. Przywykliśmy do tego, żeby krytycznie oceniać działania dzieci i młodzieży w tym kontekście, ale czy gdzieś po drodze nie zgubiliśmy widzenia siebie? Jaki przykład dajemy dzieciom? Dociekamy prawdy i analizujemy, czy dajemy się zwieść opiniom oraz powierzchownym analizom podpowiadanym nam przez algorytm? Ile czasu spędzamy scrollując social media, zamiast w tym czasie być naprawdę obecnym w relacji z najbliższymi? Obecnym, czyli nie oddzielonym trzymanym w ręku telefonem. Co modelujemy? Czy dzieci naprawdę gubią się same, czy ich postawa odzwierciedla chaos w dorosłym świecie?
Relatywizacja wartości
- Zacieranie granic między dobrem a złem: „wszystko jest względne”
MK: Od dawna zwracam na to uwagę, kiedy spotykam się w różnych kręgach z postawą dorosłych, którzy jakby bali się zająć jednoznaczne stanowisko. Mówię o takich rozmowach „budyniowe”, czyli pozbawione treści, odwagi i w konsekwencji prawdziwego spotkania. Owszem jest wtedy bardziej miło, niż mogłoby być, gdyby ludzie ujawnili swoje przekonania, poglądy i punkty widzenia, ale według mnie takie unikanie konfliktów nie ma większego sensu. Uważam, że dzieci potrzebują rodziców, którzy wiedzą i nie boją się jasno komunikować swojego stanowiska. To może również oznaczać, że są w błędzie, ale lepiej być w błędzie i słuchając drugiej strony zmienić stanowisko, niż unikając konfliktu określać wszystko mianem względnego. Bycie w błędzie nie jest problemem, problemem jest unikanie odpowiedzialności i stanowczości w imię świętego spokoju. Dzieci potrzebują widzieć, jak ich rodzice w różnych kontekstach społecznych zajmują stanowisko w sposób jasny i czytelny.
- Ośmieszanie tradycyjnych wartości jako „przestarzałych”.
- Propagowanie nihilizmu: „nic nie ma sensu, więc rób, co chcesz”.
Promowanie wiecznego porównywania się
- Wmawianie, że wartość człowieka zależy od liczby lajków, followersów, sukcesów.
- Tworzenie iluzji idealnego życia u innych, żeby wzbudzać zazdrość i poczucie niedoskonałości.
MK: Patrz komentarz wcześniej – co modelujemy? Zrób taki eksperyment, wejdź na swoje social media i tak najuczciwiej jak potrafisz wobec siebie, odpowiedz sobie na pytanie – czy to, co widzisz jest zbliżone do tego, jak w rzeczywistości wygląda Twoje codzienne życie? Czy emocje są podobne, czy uchwycone chwile odzwierciedlają nastrój, który jest obecny na codzień? Widzisz zgodność emocjonalną między światem online a rzeczywistością? Twoi obserwatorzy widzą prawdę, czy wykreowany wizerunek, który jednak odbiega od tego, co prawdziwe? Jeśli jest zbliżone to gratuluję. Natomiast jeśli jednak to, co widzisz w telefonie odbiega od tego, co się dzieje na codzień, to odpowiedz sobie na pytanie, po co to robisz? Jak ten rozdźwięk wpływa na Twoje dziecko, które doskonale wychwytuje te nieścisłości? Czy ono przypadkiem nie uczy się, że na zewnątrz trzeba pokazywać wykreowany wizerunek? Czy to nie jest podobne do tego, czego oczekiwali nasi rodzice -brudy pierzemy w domu?
Normalizacja uzależnień
- Subtelne zachęcanie do uzależnienia od technologii, pornografii, substancji, bodźców.
- Wprowadzanie „nagrody natychmiastowej”: scroll, klik, impuls = przyjemność.
Rozbijanie więzi społecznych
- Skłócanie pokoleń: „starzy nic nie rozumieją”, „młodzi są zepsuci”.
MK: Czytając ten punkt, myślę o tych wszystkich rodzinach, w których rodzice ograniczają dzieciom kontakt z dziadkami, bo babcia daje dziecku słodycze i puszcza bajki, a to działanie nie wpisuje się w ideologię rodziców. Albo o tych skłóconych rodzicach, którzy „rzekomo dla dobra dziecka”, ograniczają dziecku kontakt z drugim rodzicem, albo źle o nim mówią. Takich dzieci jest niestety coraz więcej. Wiem, że czasami nie ma innego wyjścia, trzeba podjąć decyzję o ograniczeniu kontaktów z dorosłym, który stasuje wobec dziecka przemoc fizyczną lub psychiczną, ale to są naprawdę sporadyczne sytuacje.
- Osłabianie przyjaźni poprzez życie online: kontakty powierzchowne, relacje transakcyjne.
Paraliż przez nadmiar wyborów
- Podsuwanie tysiąca opcji, które prowadzą do dezorientacji i braku decyzji.
- Promowanie iluzji wolności, która kończy się lękiem i biernością.
MK: Tutaj oba punkty zapraszają mnie do refleksji nad tymi wszystkimi nowoczesnymi metodami, które bazują na tym, żeby dzieci podejmowały jak najwięcej decyzji – od koloru talerzyka i bluzki poczynając, przez to gdzie pójdziemy na spacer, kończąc na tym, który rodzic położy je spać. Wszystkie te drobne wybory, przytłaczają i tylko pozornie dają dziecku wolność. W praktyce prowadzą do napięcia i niepewności. Dziecko nie chce (i nie powinno) być odpowiedzialne za układanie życia rodziny – to zadanie dorosłych. Dzieci potrzebują podążać za rodzicami i móc być posłusznymi (tak wiem, nie wolno obecnie z taką swobodą używać tego słowa). Dzieci chcą móc być posłuszne, a posłuszeństwo zupełnie nie wyklucza jednocześnie zgody na indywidualność dziecka. Naprawdę. Posłuszeństwo może być wyrazem zaufania – „wiem, że Ty się mną opiekujesz, więc mogę za Tobą iść”. Dziecięca indywidualność nie ginie od jasnych granic – przeciwnie, rozwija się zdrowo, gdy ma stabilny grunt.
Zniszczenie autorytetu i zaufania
- Wzmacnianie cynizmu: „wszyscy kłamią”, „nic nie ma sensu”.
- Podważanie wszystkiego: nauki, rodziny, religii, nauczycieli
MK: Coraz częściej mam wrażenie, że współczesny dorosły traktuje podważanie jako formę troski. Jakby trzeba było dzieci „uchronić” przed każdym autorytetem – szkołą, nauczycielem, kościołem, nawet własnym dziadkiem. Język dorosłych jest dziś pełen zastrzeżeń, ironii i zniechęcenia: „Nie słuchaj, oni nie mają pojęcia”, „Ta szkoła to przeżytek”, „Każdy musi sam sobie zaufać”.
Rozumiem źródło tego sceptycyzmu – zawiedliśmy się na wielu instytucjach. Ale czy naprawdę chcemy zostawić nasze dzieci z niczym? Bez punktów odniesienia, bez zaufania, bez struktur, które dają poczucie, że świat ma jakiś sens? Że porządek świata nie ogranicza, tylko prowadzi do wolności?
Dziecko nie musi słyszeć, że wszystko, co poza domem, wymaga rewolucji. Potrzebuje raczej, byśmy pokazali mu, jak poruszać się w świecie niedoskonałym – jak się z nim zmagać, ale też jak z nim współpracować.
Podważanie wszystkiego jest łatwe. Znacznie trudniej nauczyć dziecko, że można i warto budować. Że nawet niedoskonały nauczyciel może być ważny. Że wspólnota, choć nieidealna, niesie wartość. Że są rzeczy, wobec których warto zachować szacunek, mimo że się z nimi nie zgadzamy.
Mam nadzieję, że to Was zaprasza do zatrzymania się i przyjrzenia temu, co chyba nam bardzo spowszedniało. Bardzo chętnie poczytam, co zwraca Waszą uwagę?
0 komentarzy