Często nie zdajemy sobie sprawy lub zapominamy, że dzieci niemal bez przerwy „podłączone” są do naszego systemu emocjonalnego. Gdy jesteśmy spokojne i szczęśliwe one czują spokój, gdy czujemy lęk im towarzyszy lęk, gdy się czegoś boimy, one się boją, a gdy czujemy złość, one również odczuwają złość.
Nie mamy na to wpływu. Tym nie da się zarządzić. To jest na stałe związane z rodzicielstwem.
Dlaczego o tym piszę?
Dlatego, że potrzebujemy sobie to uświadamiać wciąż na nowo i rozmawiać o tym, co właściwie z tego wynika.
Przykład:
Przypomnij sobie sytuacje, kiedy wołałaś dziecko na obiad, a ono zupełnie ignorowało Twoje wołania, nie przerywając zabawy klockami. Wertowałaś w pamięci w poszukiwaniu metod wychowawczych, które ktoś proponował na takie sytuacje. Bingo, jest! Poskutkowała ta, która nakazywała złapać z dzieckiem kontakt wzrokowy. Złapałaś, dziecko zareagowało, a tobie udało się opanować krzyk, mimo niebezpiecznego poziomu frustracji, którą czułaś.
Siedzicie przy stole, a dziecko, zamiast jeść, miesza w talerzu, zagaduje cię, odchodzi od stołu, powodując, że frustracja, nad którą przed chwilą zapanowałaś, znowu zaczęła rosnąć i tym razem jednak nie udało ci się nad nią zapanować. Wybuchłaś, krzycząc do dziecka, że dopóki nie zje, ma nie odchodzić od stołu.
Chciałabym, byś wiedziała, że podniesiony głos, krzyk, krótki, spójny z tobą komunikat „dopóki nie zjesz, nie odchodź od stołu!” to najlepsze, co możesz w takiej sytuacji zrobić.
Wydaje nam się (bo do tego namawia wielu specjalistów), że zachowanie spokoju byłoby właściwsze. Tymczasem jeśli uświadomimy sobie, o czym informuje nas zachowanie dziecka, które w takich sytuacjach ociąga się, nie reaguje na wołanie, odbiega od stołu, miesza łyżką w talerzu, możemy dostrzec, że unikanie konfliktu w takiej sytuacji i podejmowanie prób zachowania spokoju, nie jest właściwym kierunkiem.
Za zachowaniem dziecka kryje się złość, którą na poziomie niewerbalnym przejmuje od rodzica. Dziecko czując frustrację rodzica, zupełnie nie wie, co ma z nią zrobić. Kiedy rodzic stara się ją ukryć i jakoś nad nią zapanować, dziecko próbuje ją rozładować wszelkimi dostępnymi sposobami.
W momencie, gdy rodzic reaguje spójnie z tym, co czuje (podniesiony ton głosu), dziecko zyskuje jasność – to złość. Dzięki tej jasności może zacząć jeść, poczuć smutek, może się rozpłakać, krzyknąć do rodzica – jesteś głupia/głupi, odbiec od stołu, itd. Czyli dziecko może wtedy zareagować adekwatnie, do tego, co czuje
Wszystko to są procesy nieuświadomione. Dziecko zupełnie nie potrafi nazwać niczego, o czym piszę, dlatego tak bardzo ważne w takich sytuacjach, jest zaufanie do siebie i odwaga pokazania prawdziwego siebie w relacji z dzieckiem. Z tym, co widoczne możemy pracować, natomiast, to co próbujemy ukryć przed światem, trawi nasze relacje od wewnątrz.
Jeśli towarzyszy nam złość i frustracja, a my próbujemy ją zablokować metodami wychowawczymi, przeradza się ona w autoagresję u nas i u dzieci. Właśnie dlatego celem nie jest zablokowanie emocji, celem jest ich uwalnianie, mimo, że prowadzi ono do konfliktów. To jest PIERWSZY niezbędny krok w kierunku pracy z własną złością. Gdy zamiast blokować trudne emocje, pracujemy z nimi, one pojawia się coraz rzadziej. Na tym polega proces zdrowienia emocjonalnego, a nie na odcinaniu się od siebie i udawaniu kogoś, kim w danym momencie nie jesteśmy.
Zamiast unikać wybuchu, lepiej poświęcić energię na to, by pozwolić dziecku zareagować adekwatnie do sytuacji. Pozwólmy mu odbiec od stołu, nie upominajmy, żeby tak do nas nie mówiło.
Rodzicielstwo to odwaga przyjmowania siebie.
Gdy mamy zgodę na swoje emocje, możemy po takiej sytuacji (gdy emocje opadną) powiedzieć do dziecka, wystraszyłeś się, gdy tak krzyknęłam, co? Albo mam wrażenie, że nadal się smucisz, po tym, co się stało? *Tylko pod warunkiem prawdziwego zaciekawienia, czyli bez motywu edukacyjno-wychowawczego. Gdy tylko czujemy, że za naszym działaniem, kryje się chęć ochronienia dziecka, lepiej niczego nie mówić.
Złość została uwolniona, więc wszystko jest ok i z nami i z dzieckiem. Warto zauważyć smutek lub strach, ale nie ma potrzeby jakość szczególnie po stronie dziecka, zajmować się tym, co się stało. Ono doskonale da sobie radę, gdy my zajmiemy się tym, co DZIEJE SIĘ w czasie teraźniejszym u nas. Nie uciekajmy od tych emocji, bo jeśli jest cokolwiek, co możemy po takiej sytuacji zrobić „dla dziecka”, jest tym właśnie zaopiekowanie się swoimi emocjami i rozpoznanie swoich myśli. Potrzebujemy je znać, by dojrzewać emocjonalnie i dzięki temu reagować w sposób bardziej adekwatny do sytuacji.
Szukajcie wokół siebie ludzi, którzy okażą Wam wsparcie na drodze Waszego zdrowienia emocjonalnego.







0 komentarzy