Często spotykam się z zamiennym używaniem terminów przemocy i agresji, właśnie dlatego w tym wpisie chciałabym podzielić się z Wami tym, czym dla mnie jest jedno, a czym drugie.
Jednocześnie nie chciałabym zajmować się tutaj filozoficznym zastanawianiem się, czy mówimy o emocji, o uczuciu, czy jeszcze o czymś innym. Zarówno przemocy, jak i agresji przyjrzę się, z perspektywy zachowań, do których prowadzą.

Każdy człowiek na tej planecie zachowuje się agresywnie. Nielogiczne jest dzielenie ludzi na agresywnych i nieagresywnych, ponieważ agresja jest częścią życia każdego człowieka. Różnice pojawiają się w sposobach wyrażania tej agresji, w tym, czy potrafimy przekształcać ją w konstruktywne działania, a także w tym, czy kierujemy agresję na zewnątrz, czy do wewnątrz. Jest ona, jak to mówią neurobiolodzy, przystosowawczo korzystna, dlatego w drodze ewolucji nie zaszły w nas zmiany, które pozbawiłyby nas tej formy reakcji na zagrożenia. Największym zagrożeniem w dzisiejszym świecie nie są co prawda dzikie zwierzęta, jak to było kilkaset lat temu, dzisiaj największym zagrożeniem jest niezaspokajanie swoich potrzeb (przynależności, bycia docenionym, zauważonym, akceptacji, autonomii – to tylko niektóre z nich), oraz brak umiejętności lub możliwości komunikowania swoich granic i to właśnie o tym zwykle informuje nas nasza złość, której wynikiem są zachowania agresywne. Analizując bardziej szczegółowo, agresja jest sygnałem, że nie czujemy się wartościowi dla naszych najbliższych, że nie czujemy się ważni, że nie rozumiemy, co dzieje się w naszym świecie, że chcemy zostać zauważeni, itp.

W tych i podobnych sytuacjach reagujemy, krzykiem, złością, wściekłością, wyładowaniem nagromadzonej energii na otaczających nas przedmiotach, ale również na otaczających nas ludziach i ten aspekt wyrażania agresji, budzi najwięcej kontrowersji, ponieważ właśnie dlatego bardzo często mylimy agresję z przemocą, o której opowiem za chwilę. Najpierw chciałabym zwrócić jeszcze uwagę na fakt, że dopóki jesteśmy dziećmi nasz wachlarz możliwości radzenia sobie z silnymi/trudnymi emocjami jest zdecydowanie uboższy niż u osoby dorosłej, dlatego tak ważne jest ciągłe poszukiwanie odpowiedzi na pytanie – czy dzieci przejawiają zachowania przemocowe, czy jednak to zawsze jest agresja?

Chyba najbliższe w poszukiwaniu odpowiedzi jest dla mnie uwzględnianie tego, co dzisiaj wiemy o rozwoju mózgu.
Mniej więcej do 25 roku życia trwa w naszych mózgach proces tworzenia kory przedczołowej,  która odpowiada między innymi za podejmowanie decyzji i przewidywanie konsekwencji swoich działań, a także ocenianie sytuacji oraz kontrolowanie emocji powstałych w układzie limbicznym. Proces ten zamyka kształtowania się naszych mózgów. Owszem później nadal dużo dzieje się w obszarze narządu ośrodkowego układu nerwowego – tworzą się nowe połączenia, odbywa się proces mielinizacji – ale można powiedzieć, że proces tworzenia płatów przedczołowych został zakończony.

Biorąc to pod uwagę, można postawić pytania – czy dziecko do 25 roku życia może zachowywać się przemocowo? Czy o przemocy nie świadczyłby jednak fakt, że dziecko potrafi przewidzieć konsekwencje i z premedytacją zadaje ból? Czy jednak na zachowanie dziecka nie wpływa fakt, że nie posiada ono jeszcze narzędzi do kontrolowania swoich emocji? I jeszcze jedno, bardzo istotne – czy w ogóle możliwe jest nie postrzeganie osoby jako „przemocowej”, stojąc z nią oko w oko, wiedząc, że w swoim załóżmy 21 letnim życiu wyrządziła wiele zła i krzywdy innym ludziom?

I kolejne pytanie, czy gdyby jednak założyć, że funkcje kory mózgowej mają tutaj bardzo duże znaczenie, to czy będąc przekonanym, że to przemoc, nie zamykamy się jednak na historię tego człowieka?

Jeśli natomiast jednak zamkniemy się na nią, to czy nie zrzucamy na niego odpowiedzialności, za wieloletnie zaniedbania dorosłych?

W tym miejscu pojawia się odpowiedzialność…

Kora przedczołowa ma szansę tworzyć się w stosunkowo bezpiecznym środowisku, w którym dziecko czuje się kochane, akceptowane i w którym dorośli dzielą się z nim swoim doświadczeniem przeżywania emocji, również tych trudnych. W procesie tym ogromne znaczenie ma też to, czy uczymy dziecko nazywania emocji, zczytywania ich z twarzy innych ludzi, rozmawiania o nich.

Gdy dziecko dorasta w środowisku, w którym tego nie doświadcza, to czy ono ma możliwość zdrowego rozwoju w obszarze swojej emocjonalności, czyli również agresji, złości, frustracji…?

Jeśli jednak nie ma, to czy może ono ponosić odpowiedzialność za swoje zachowania?

Jeśli nie może, to do kiedy jest dzieckiem za którego dorośli w tej kwestii odpowiadają? Kiedy samo może wziąć na siebie tą odpowiedzialność?

Czy dorosłość to w takim razie okolice tego 25 roku życia?

Przemoc rozumiem jako działanie, którego celem jest wyrządzenie krzywdy drugiemu człowiekowi. Agresja będąca wyładowaniem emocji, wyrażeniem siebie, wołaniem o pomoc owszem może doprowadzić do skrzywdzenia drugiego człowieka, ale nie taki jest motyw działania osoby zachowującej się agresywnie. „Agresor” nie potrafiąc poradzić sobie ze sobą, nie mając kontaktu ze swoimi płatami przedczołowymi, które nawet gdy są w pełni wykształcone mogą – mówiąc obrazowo – odłączać się, przestają wtedy hamować reakcje będące wynikiem emocji powstałych w mózgu ssaczym, może stracić panowanie nad sobą i wyładować je na innej osobie, ale mając kontakt z korą nową, nie zachowałby się w taki sposób.

Tutaj dochodzimy do bardziej szczegółowych pytań, bazujących na tym, co napisałam wcześniej – Co wydarzyło się dotąd w życiu dziecka, że reaguje w taki sposób? Kim ono jest? Czy dorośli w jego otoczeniu wspierali je w zdrowym rozwoju jego emocjonalności?

Jeśli dziecko dotąd nie doświadczyło takiego autentycznego zainteresowania i wsparcia, to czy jednak świat dorosłych nie odpowiada za to, że nie panuje ono nad swoją agresją? I kolejne pytanie – czy „skategoryzowanie” dziecka jako przemocowe, nie obiera mu jednak szansy na takie okazanie wsparcia przez dorosłych? Na taką pomoc przecież nigdy nie jest za późno.

Obawiam się, że przemoc, czyli założenie, że dziecko świadomie zadaje ból i krzywdzi drugiego człowieka, oznacza konieczność zastosowania konkretnych metod, by ją zminimalizować lub wyeliminować, czy takie metody nie odbiorą jednak dziecku szansy na prawdziwą socjalizację?

Kończąc, wrócę do pytania o dorosłość, ponieważ kiedyś trzeba jednak wziąć na siebie odpowiedzialność za swoje zachowanie. Nie można tak bez końca zrzucać tej odpowiedzialności na rodziców/dorosłych, którzy towarzyszyli nam w okresie dzieciństwa i dorastania. Kiedy powinien nastąpić ten moment?

Czy dopiero w okolicach tych 25 urodzin mamy na tyle  dużo możliwości by wejść w dorosłość, wziąć za siebie odpowiedzialność, korzystając z umiejętności planowania, przewidywania i myślenia przyszłościowego? Czy dopiero wtedy możemy poprosić o pomoc?

Czy wtedy jesteśmy już gotowi, by odłączyć się od rodziców i zacząć na większą skalę poszukiwać kogoś kto wysłucha naszej historii? Kogoś kto pokaże narzędzia radzenia sobie ze swoją złością, dzięki którym sami będziemy mogli podjąć dokończenie procesu radzenia sobie ze swoją emocjonalnością, by agresja nie przerodziła się w przemoc?

Czy mówienie o przemocy wśród dzieci i młodzieży nie powoduje, że zamykamy im buzię? Czy ucząc ich narzędzi hamowania złości, gdy od strony neurobiologicznej nie są jeszcze na to gotowe nie spowoduje, że agresja którą w sobie zamkną, da o sobie znać w dorosłym życiu, kiedy nie będą potrafiły poradzić sobie z niskim poczuciem własnej wartości?

Czy wtedy to już będzie przemoc, czy jeszcze agresja?

Jeśli agresja, to czy wtedy nie będzie jeszcze trudniej tak jej postrzegać? Czy wtedy nie wpadniemy w pułapkę mówienia o przemocy i zamiast pomóc jeszcze bardziej pogrążymy człowieka, który chce się zmienić?

 

 

Zdj. pexels.com

Polaryzując otoczenie i doświadczenie dziecka, wyświadczasz mu niedźwiedzią przysługę

Wychowani w sposób autorytarny, którego założeniem było, że dziecko ma być posłuszne, czyli grzecznie wykonywać polecenia dorosłych, bardzo często dużo uwagi poświęcamy temu, by nasze dziecko nie doświadczało trudności i przykrych emocji. Masę energii wkładamy w to,...

List do terapeutów i rodziców

Jeśli jesteś rodzicem, którego dziecko jest w terapii lub zastanawiasz się, czy skorzystać z tej formy wsparcia, a także jeśli jesteś terapeutą dzieci i młodzieży, to, to co przeczytasz, może być dla Ciebie trudne. Mimo wszystko chcę podzielić się tym, co dojrzewało w...

W takich momentach czujemy się niewidziani

Opowiem Wam historię, do opisania której wielokrotnie namawiała mnie moja przyjaciółka, Malwina (imię zmienione), która jest jednocześnie bohaterką. Ta historia doskonale obrazuje: 1. Co mam na myśli, mówiąc o przeżywaniu emocji. 2. Czego doświadczają nasze dzieci,...

Czy nazywanie dziecięcych emocji to naprawdę dobry pomysł?

Ile razy słyszałaś poniższe wskazówki? Jak bardzo w nie wierzysz? Jak bardzo jesteś przekonana, że to właściwy kierunek? Nazwij emocje, dziecka. Porozmawiajcie o tym, co się stało. Wspólnie zastanówcie się, jak inaczej mogło zareagować. Podążamy w kierunku tych...

Nie odbieraj dziecku osobowości

Często w procesie wychowania tłamsimy i odbieramy dzieciom to, co w nich najcenniejsze. Walczymy z upartością, gdy tymczasem upartość determinuje podążanie za wyznaczonym sobie celem. Wymagamy uległości, a przecież ludzie ulegli nie potrafią walczyć o swoje. Nie...

Wychowanie do posłuszeństwa odebrało nam coś cennego

Kiedyś przeczytałam w książce Brené Brown, że tłumiąc złość, tłumimy jednocześnie swoją radość. Od tamtej pory towarzyszą mi te słowa i czuję w ciele prawdę, która się w nich kryje. Jednocześnie gdzieś z tyłu głowy podświadomie poddaję w wątpliwość, bo przecież...

Nie odbieraj dziecku prawa do jego własnych uczuć

Dzieci często poruszają w nas takie struny, które powodują, że jest nam trudno, ciężko i niekomfortowo. Struny, które konfrontują nas z najtrudniejszymi emocjami i uczuciami. Dzieje się tak na przykład, gdy mówią nam, że je ignorujemy, że to, co one mówią, nie ma dla...
error: Nie kopiuj!