fbpx
Jeśli czytasz mnie regularnie, wiesz już pewnie, że nie jestem zwolenniczką zbytniego podążania rodziców za wiedzą. Mam ogromne zaufanie do niewiedzy, która wydaje mi się w wielu codziennych sytuacjach cenniejsza. Nie wiedząc, możemy bowiem patrzeć na drugiego człowieka i wciąż na nowo z tą samą niemal ciekawością zadawać mu pytanie – kim jesteś?

Poszukując informacji o dzieciach w książkach w poradnikach, w kursach i szkoleniach, ryzykujemy wszystkie te piękne spotkania, podczas których ‘nie wiedząc’ możemy naprawdę otworzyć się na to, co nam nasze dziecko o sobie opowie. Jakiego siebie przed nami otworzy.

Pędzimy dzisiaj w świecie ku ramom, diagnozom i słowom opisującym to, czego nie rozumiemy oraz z czym nam trudno. Eliminujemy w ten sposób zewnętrzne konflikty, jednak często umyka nam fakt, jak bardzo to dążenie obciąża naszą relację z dzieckiem. To z tej wiedzy rodzą się te wszystkie wewnętrzne konflikty, przejawiające się w myślach zdaniami:

– powinnam się z nim więcej bawić,

– powinnam mówić do niego spokojnie, przecież on/ona ma prawo nie wiedzieć,

– nie mogę od niego tego oczekiwać, dla niego to za trudne,

– nie poświęcam mu tyle uwagi na ile zasługuje,

– jestem beznadzieją mamą,

– nie mogę mu tego zabronić, bo to normalne, że tak się zachowuje,

– jestem zmęczona, ale on/ona przecież sam sobie nie poradzi,

– on/ona potrzebuje mojego wsparcia,

Pod tymi i wieloma innymi myślami, postawa – nie robię tego dobrze, nie jestem dobrą mamą.

Wnosimy ją, nie będąc świadomą, że odbieramy dziecku możliwość bycia w relacji z mamą na której można się “oprzeć” zawsze.

Bardzo trudno być dzieckiem, bez takiego fundamentu u boku. Bez osoby, która bez względu na wszystko nie traci do siebie zaufania.

Obserwuję dzisiaj, jak bardzo warunkowa jest ta nasza miłość własna i zaufanie do siebie oraz swoich rodzicielskich kompetencji. Kochamy siebie, gdy wszystko układa się tak, jak zaplanowałyśmy. Natomiast gdy nie idzie zgodnie z planem, zalewa nas poczucie winy i wstyd. We wszystkich tych momentach, dzieci stają się bohaterami i w  nieuświadomiony sposób biorą w opiekę nasze samopoczucie.

Tym, co łączy wszystkie dzieci. Co łączy to, jak my funkcjonowaliśmy we własnym dzieciństwie z tym, jak funkcjonują nasze dzieci, jest postawa:

Kiedy stanę się wystarczająco dobrym dzieckiem, mama będzie szczęśliwa. Albo dokładnie odwrotnie, gdy wystarczająco bardzo “nabroję” mama się podda i dostrzeże mnie/siebie (autorytarne/nowoczesne) w tym wszystkim, zwracając mi wolność, której potrzebuję, by uczyć się od niej samo-miłości. Dzieci się albo podporządkowują, wykazując nad wiek dojrzałą postawę, albo się wyłamują. Krzyczą wtedy swoim “niegrzecznym” zachowaniem – mamo nie chcę być odpowiedzialn_ za twoje dobre samopoczucie.

Dzieci systemu autorytarnego krzyczały – chcę wiedzieć, że mnie kochasz i akceptujesz.

Dzieci systemu współczesnego, krzyczą – chcę wiedzieć, że bez względu na wszystko, co zrobię ty lubisz siebie taką, jaka jesteś.

Dzieci obu pokoleń krzyczą o miłości. Potrzebuję tej stałej w swoim dziecięcym świecie, ponieważ bez niej troszczę się o nas, zamiast żyć swoje życie.

Jestem pewna, że pod współczesnymi dążeniami kryje się nasze rozumienie miłości bezwarunkowej, którą pragniemy dawać naszym dzieciom. Jednak gubiąc siebie, uniemożliwiamy im bycie dziećmi. Zderzają się z naszym poczuciem winy i otaczają nas ramieniem, którym żadne dziecko nie powinno otaczać swojego rodzica.

Nasi rodzice nie wiedzieli, że są “paralogiczni” i to było/jest nasze zwycięstwo. Mogliśmy wejść w okres dorastania (nastoletniość), złoszcząc się na nich. Opowiadając przy trzepaku, jakich mamy beznadziejnych starych, jak bardzo marzymy o czasie, kiedy się od nich wyprowadzimy i zaczniemy decydować o sobie. Mogliśmy negować awantury, które wszczynają i to, jak nas ograniczają. Wszystko to czynili jawnie, dając sobie prawo do bycia dorosłym. Wiedzieliśmy, że nie mamy wyjścia, musimy przetrwać i że gdzieś tam jest nasza wolność. Wierzyliśmy, że za kilka lat, wyzwolimy się z tego wszystkiego.


Paradoksalnie większość z nas (rodziców nowoczesnych) przed tą postawą pragnie ochronić swoje dzieci. Nie dostrzegamy, że jest ona niezbędnym etapem wejścia w dorosłość na własnych nogach. Owszem nie musi przebiegać w tak buntowniczy sposób i żeby tak się stało, potrzebujemy traktować dzieci z równą godnością. Z szacunkiem dla ich integralności. Potrzebujemy przewodzić im bez uciekania się do tych wszystkich opresyjnych metod bazujących na strachu i przemocy. Jednak nie chodzi o to, by z przywództwa rezygnować. Konflikt pokoleniowy rodzice-dzieci jest bardzo potrzebny. Nasze światy i światy naszych dzieci są dwoma odrębnymi obszarami, nie warto próbować łączyć ich granic.

Kształcąc się z rodzicielstwa, próbujemy unikać codziennych konfliktów i coraz częściej skazujemy nasze dzieci na ogromne pogubienie w ich wewnętrznym świecie. Skazujemy również siebie na to wewnętrzne poczucie, jestem złą matką. Naszym dzieciom trudno wtedy nas (swoich rodziców) zanegować, ponieważ my stajemy na głowie, by wspierać, być, słuchać i towarzyszyć kosztem swojej autentyczności. Bardzo trudno im  wybrać siebie i zacząć budować swój świat coraz dalej od naszego świata (świata naszych poglądów i wartości).

Każda z nas wie, jak trudno jest mieć kilkanaście lat i wyruszyć w podróż odnajdywania siebie, jeśli dotychczas te najważniejsze w naszych życiu osoby, nie pytały – kim jesteś…

My dzieci systemu autorytarnego, możemy wykorzystać swój bunt na rodziców i znaleźć dzięki niemu siłę, by dotrzeć do odpowiedzi. Choć (jeszcze raz powtórzę) każda z nas wie, jak trudne jest to zadanie. Może czujesz wtedy, że nie okazujesz rodzicom należytego szacunku. A może podobnie jak ja na wiele lat utknęłaś w negacji rodziców i nie chcesz nawet spojrzeć w stronę tego, co dobrego od nich dostałaś.

Patrząc z tej perspektywy, możemy zobaczyć, że jednym z najważniejszych prezentów, które dostałyśmy od swoich rodziców była/jest możliwość zbuntowania się i zanegowania tego, jak postępowali. Współczesnym dzieciom coraz trudniej o taki bunt, bo trudno im w ogóle złapać kontakt z tym, co czują wewnątrz siebie. Jak zbuntować się wobec rodzica, który przez lata próbował nam nieba przychylić. Trudno, prawda? Brak buntu na zewnątrz przekłada się coraz częściej na wewnętrzny bunt – negowanie swojej seksualności, negowanie swojej tożsamości, depresję, uzależnienia i choroby psychosomatyczne.

Wiem, że poruszając ten tematu w kontekście, o którym wspominam, narażam się na krytykę. Łatwo przeczytać moje słowa, jako negację tego, że dzisiaj młodzież nie boi się wyrażać siebie, więc to należy wspierać, a nie krytykować. Tak! Zgadzam się całą sobą. To zasługuje na uznanie i wielki podziw. Jednak nie może w tym wszystkim zabraknąć naszej dorosłej odpowiedzialności. Pozostając tylko w zachwycie, nie zadajemy sobie pytania – o jakim kawałku naszej relacji z dzieckiem to nas informuje? Co Ci młodzi ludzie próbują nam powiedzieć o nas? Oni nie mówią tylko o sobie, oni mówią też o nas i DO NAS przede wszystkim. My straciliśmy swój głos, wchodząc w dorosłość i dostosowując się do oczekiwań społecznych. Oni są dzisiaj naszym głosem, mówią o nas i do nas jednocześnie. Jeśli ich nie usłyszymy, nie uda nam się dotrzeć do tego, co pomiędzy autorytarnym i nowoczesnym modelem. Tymczasem to właśnie mniej więcej w połowie drogi od autorytarnego i nowoczesnego, możemy spotkać się wszyscy i my i nasze dzieci. Ze sobą nawzajem i każdy z nas z samym sobą.

Czy będąc dzieckiem mogłaś kochać swojego tatę?

Współczesne rodzicielstwo to świat bardzo często oddalonych od siebie rodziców. To, że my jako kobiety tak dużo energii wkładamy w ŚWIADOME  wychowanie dzieci, często przekłada się na rosnące w nas pretensje wobec naszych partnerów. Jesteśmy przekonane, że angażują...

W takich momentach czujemy się niewidziani

Opowiem Wam historię, do opisania której wielokrotnie namawiała mnie moja przyjaciółka, Malwina (imię zmienione), która jest jednocześnie bohaterką. Ta historia doskonale obrazuje: 1. Co mam na myśli, mówiąc o przeżywaniu emocji. 2. Czego doświadczają nasze dzieci,...

Dzieci są zawsze podłączone do emocji rodziców

Często  nie zdajemy sobie sprawy lub zapominamy lub, że dzieci niemal bez przerwy "podłączone" są do naszego systemu emocjonalnego. Gdy jesteśmy spokojne i szczęśliwe one czują spokój, gdy czujemy lęk im towarzyszy lęk, gdy się czegoś boimy, one się boją, a gdy...

Kwiaty nie rosną w cukrze pudrze

W zeszłym tygodniu przeczytałam książkę, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Inspiracją do napisania tego wpisu, jest metafora, którą w niej przeczytałam i którą bardzo chciałabym się dzisiaj z Wami podzielić: Shouldn’t Flowers Bloom in Powered Sugar?  "Bad...

Wychowanie autorytarne vs nowoczesne

Inspiracją do wpisu był raport MłodeGłowy - raport z badania dotyczącego zdrowia psychicznego, poczucia własnej wartości i sprawczości wśród młodych ludzi. To, co znajduje się w raporcie, mocno pokrywa się z moimi obserwacjami. Czytałam raport przede wszystkim jako...

Nie odbieraj dziecku osobowości

Często w procesie wychowania tłamsimy i odbieramy dzieciom to, co w nich najcenniejsze. Walczymy z upartością, gdy tymczasem upartość determinuje podążanie za wyznaczonym sobie celem. Wymagamy uległości, a przecież ludzie ulegli nie potrafią walczyć o swoje. Nie...

Gdy rodzice różnią się w podejściu do wychowania dzieci

Bardzo często spotykamy się z wieloma mitami na temat wychowania dzieci, jednym z nich jest przekonanie, że rodzice nie mogą się różnić w podejściu do wychowania dzieci. W praktyce oznacza to często, że rodzice lub jeden z rodziców jest przekonany, że powinni oni...
error: Nie kopiuj!