Wychowani w sposób autorytarny, którego założeniem było, że dziecko ma być posłuszne, czyli grzecznie wykonywać polecenia dorosłych, bardzo często dużo uwagi poświęcamy temu, by nasze dziecko nie doświadczało trudności i przykrych emocji. Masę energii wkładamy w to, by wyeliminować z naszego dorosłego zachowania reakcje, które mogłyby wzbudzić w dziecku poczucie odrzucenia, niezrozumienia, smutku, a także by nie musiało mierzyć się z naszym krzykiem, złością oraz zakazami, które mogłyby ograniczyć beztroskie zachowanie dziecka. Ponadto takiego samego zachowania oczekujemy od innych dorosłych, którzy mają kontakt z naszym dzieckiem – partner, partnerka, przedszkolanka, nauczyciel szkolny, ciocia, wujek, babcia, dziadek.
Jesteśmy przy tym przekonani, że dzieci tego potrzebują, że od tego zależy ich zdrowy rozwój. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie, ponieważ dzieci potrzebują przede wszystkim kontaktu z żywym człowiekiem, który popełnia błędy i czasami zachowuje się w sposób irracjonalny. Jak pisze Jesper Juul „potrzebują kontaktu z człowiekiem z krwi i kości”, gdyż tylko wtedy mają szansę wykształcić zdrowe poczucie własnej wartości.

Jeśli „oczyścimy” doświadczenie dziecka z trudnych sytuacji, skupiając się na tym, by gościły w nich tylko te, w których ono czuje się widziane, ważne, bezwarunkowo podziwiane, spowoduje to, że nie będzie ono wiedziało co czuje i myśli, gdy ktoś zachowuje się w stosunku do niego w sposób bardziej emocjonalny. Oczywiście nie chodzi o to, by z premedytacją zachowywać się w sposób, do którego przywykliśmy, gdy sami byliśmy dziećmi, ale by pozwolić sobie na żywe, pozbawione kontroli zachowania, których z pewnością nie wybralibyśmy, kontrolując swoje reakcje.

Przykładowo, gdy dziecko na każdą naszą propozycję reaguje coraz większym płaczem i krzykiem, co powoduje w nas narastającą frustrację i bezsilność, zapędzając nas w kozi róg braku cierpliwości, owszem będą takie dni, kiedy uda nam się w porę wycofać z sytuacji, ale będą i takie, w których zareagujemy krzykiem, może nawet szarpnięciem dziecka. Ten krzyk i szarpnięcie powoduje często w rodzicach poczucie winy z którym przychodzi im się zmierzyć, gdy emocje opadną, tymczasem zdecydowanie więcej skorzystałaby relacja dorosły-dziecko, gdyby rodzic jednak obdarzył siebie samego akceptacją. Dzięki akceptacji siebie może taki dorosły poszukać informacji, która kryje się pod jego złością, może odpowiedzieć sobie na pytanie – jak chciałbym zachować się następnym razem w podobnej sytuacji, jednak bez zbędnego obiecywania sobie, że na pewno się uda. To proces, którego nie da się przyspieszyć. Jednak tym, co jest niezbędne, by mógł się w ogóle rozpocząć, jest właśnie akceptacja.

Jeśli uda nam się popatrzeć na swoje jasne i ciemne strony z taką samą ciekawością, będziemy mogli zaoferować dziecku coś jeszcze – przestrzeń na wyrażenie tego, co dane zachowanie dorosłego w nim spowodowało.

Co mam na myśli?

Mamy większą szansę przyjąć dziecięcą złość i krzyk poprzez które będzie ono wyrażało, co czuje i nie zostanie za to skarcone, a jego uczucia i myśli nie zostaną przez dorosłego zbagatelizowane. Właśnie bagatelizowanie jest jedną z metod, które świadomie lub nieświadomie stosują dorośli, gdy słowa dziecka konfrontują ich z czymś, czego w sobie nie akceptują.

Poczucie własnej wartości to świadomość tego, co myślę i czuję w danych sytuacjach. Dziecko otoczone przez akceptujących siebie dorosłych, czyli takich, którzy mają zgodę na siebie również w sytuacjach trudnych, ma możliwość dowiadywania się, kim ono jest, gdy inni zachowują się wobec niego w dany sposób. Gdy mama/tata krzyczy, czuję się samotny, odrzucony, wystraszony, mam prawo tak się czuć.

Owszem tak jak wspomniałam wcześniej, nie chodzi o to, by sztucznie takie sytuacje wywoływać, ale o to, by zaakceptować siebie dorosłego w tym kawałku, kiedy zachowujemy się w sposób wspierający i tę cześć, kiedy zachowujemy się irracjonalnie.

Pułapką, w którą wpadli „dzisiejsi rodzice”, jest przekonanie, że muszą być w stosunku do dzieci zawsze wspierający i cierpliwi, przez co stawiają sobie takie założenie za cel. W wyniku tego działania często borykają się ze wspomnianym poczuciem winy, które jest wynikiem sytuacji, w których jednak mimo ogromnych chęci, nie udaje im się być takimi, jakimi by chcieli. Założenie oczywiście jest godne pochwały, jednak trzeba zdać sobie sprawę, że jest ono skazane na porażkę, ponieważ fakt, że zostaliśmy wychowani w sposób autorytarny, czyli do posłuszeństwa uczynił z nas ludzi o niskim poczuciu własnej wartości. Niewiele o sobie wiemy, bo nie mogliśmy na przykład złościć się na rodziców, nie mogliśmy powiedzieć im, co czujemy, gdy nas bili, karali, gdy nie pozwalali nam wyrażać własnego zdania. By przetrwać, musieliśmy odciąć te uczucia,  każde dziecko idealizuje rodzica, gdyż nie jest w stanie w samotności przeżywać tych sytuacji, kiedy myśli o nim w negatywny sposób. Nie sposób nie wspomnieć tutaj, że często w pułapkę takiego myślenia wpędzają nas metody proponowane przez niektórych specjalistów od wychowania.

Akceptacja siebie pozwala nam towarzyszyć dziecku, to ważny element tej układanki.

Tym, czego potrzebujemy jako dorośli, jest rozwijanie w sobie właśnie poczucia własnej wartości, czyli poszukiwanie w sobie odpowiedzi na pytania-kim jestem, gdy krzyczę na dziecko? Dlaczego zachowałem się w taki sposób? Co mnie tak zezłościło? O jakich swoich potrzebach zapomniałem, a o których informuje mnie moja złość? Mogę zdobyć te informacje, gdy „na zimno”, czyli wtedy gdy emocje opadną, wrócę do sytuacji, która miała miejsce wcześniej. To wtedy mogę zastanowić się również nad tym, jak chciałbym zachować się w podobnej sytuacji w przyszłości? I wcale nie chodzi o to, by robić założenia – już nigdy nie krzyknę na dziecko, nie odrzucę go, nie odepchnę. Chodzi o to, by analizować siebie, gdyż w wyniku tej analizy wzrasta nasze poczucie wartości, a człowiek o zdrowo rozwiniętym poczuciu własnej wartości potrafi wyrażać złość w sposób konstruktywny, czyli nieraniący drugiego człowieka. Oczywiście zdecydowanie łatwiej jest w poczuciu winy, obiecać sobie, że to się nigdy nie powtórzy. Takie działanie nie wymaga od nas przyglądania się tej „ciemnej stronie naszej osobowości”. Nie musimy też wtedy uczyć się akceptacji siebie z „całym dobrodziejstwem inwentarza”, który posiadamy. Zrozumienie tego faktu, pozwala nam dostrzec, że chronimy w ten sposób właśnie siebie, nie dziecko.

Czyniąc założenia i stawiając nierealne cele, odbieramy sobie autentyczność, a dziecku możliwość przebywania z ludźmi z krwi i kości, którzy popełniają błędy, zachowują się w niewłaściwy sposób, robią rzeczy, których nie wybraliby w sposób świadomy, gdyby w każdym momencie mieli dostęp do swojej racjonalności.

Nie zapominajmy przy tym, że dzieci tak samo jak my, składają się z tej części, która nigdy nie skrzywdziłaby drugiego człowieka i z tej, która nie czuje się źle, gdy w wyniku emocji uderza kolegę łopatką lub wyzywa koleżankę od głupich. Rodzic akceptujący siebie w całości to rodzic, który pokazuje poprzez przykład takiemu dziecku, że jesteśmy ok, co nie oznacza, że nie powinniśmy poszukiwać innych, mniej raniących drugiego człowieka reakcji. Jednak zastępowanie automatycznych reakcji tymi bardziej wyszukanymi to proces, którego nie da się ominąć, tworząc piękne założenia.

Oto czego potrzebują nasze dzieci. Oto czym jest prawdziwa oparta na autentyczności relacja. Nieidealna, pełna błędów, wpadek i niedoskonałości, ale rozwojowa i wspierająca.

Zdj. pexels.com

Rodzicu bądź dla siebie dobry

Internet huczy od memów, historyjek obrazkowych i tym podobnym form przekazu o tym, jakiej krzywdy doświadcza dziecko, które słyszy z ust rodzica, że jest uparte, nieodpowiedzialne, niesforne, mówiąc w największym skrócie nie wystarczająco dobre. Sama od pewnego czasu...

Jaką matkę kocha Twoje dziecko?

Zatrzymaj się w pędzie stawania się lepszą wersją siebie. Porzuć na chwilę wszystkie muszę oraz powinnam i odpowiedz sobie na pytania, jaka jesteś w relacji ze sobą? Jak traktujesz samą siebie? Jaki masz wobec siebie stosunek? Tu i teraz. Co czujesz, gdy czytasz te...

W naszym domu tak postępujemy, proszę się do tego dostosować

Proszę mi podpowiedzieć, jak mam rozmawiać, z nauczycielką, by jej wytłumaczyć, że u nas w domu panują takie zasady, więc ona musi przestać upominać mojego syna, kiedy ten w przedszkolu chce jeść posiłki na podłodze, a nie przy stole z resztą dzieci? - Tak mniej...

Samotność w świecie relacji

Potrzebujemy ludzi, by móc poznawać siebie. Potrzebujemy się w nich przeglądać, pytać i dociekać. Paradoks współczesnych relacji polega na tym, że SIEBIE w nich gubimy. Pięknymi słowami, które wypowiadamy do bliskich nam ludzi, omijamy to, czego widzieć nie chcemy i...

Dlaczego umawianie się z dzieckiem nie ma najmniejszego sensu?

Odchodząc od autorytarnego wychowania, szukamy, badamy oraz eksperymentujemy w poszukiwaniu metody, która pozwoli nam nawiązać fajne relacje z dziećmi. Pośród tych wszystkich rozwiązań jest metoda polegająca na umawianiu się z dzieckiem na regulaminy, zasady lub...

Gdyby ta mama dostrzegła ten jeden szczegół byłyby w tamtym momencie naprawdę blisko, a tak…

....Stała za mną mama z córką około 3 lat. Kolejka przesuwała się wolno, więc dziewczynka radziła sobie tak, że podeszła do jednego z kontenerów  z zabawkami, który stał przy kasie i wyciągnęła z niego pluszowego zwierzaka. Uśmiechnięta, podeszła szybkim krokiem do...

Czy (nieświadomie) odbierasz dziecku witalność?

Podczas jednego z prowadzonych przeze mnie ostatnio szkoleń pojawił się temat marzeń. Uczestnik zwrócił uwagę na to, jak ważne jest, żebyśmy uczyli dzieci marzyć. Ach ta nasza dorosłość.... przekłamuje nam to, do czego w sobie straciliśmy dostęp. Bo marzenia są jak...
error: Nie kopiuj!