Podczas pisania dla Was wczorajszego tekstu, zadzwonił mój telefon: – Czy możemy zabrać Pani dziecko do kościoła?..

… ale zacznijmy od początku.

Jedno z naszych dzieci przebywa obecnie na obozie, podczas którego w niedzielę wychowawcy kolonijni polskim zwyczajem, tradycją, własną potrzebą (nie wiem, nie ma to w związku z tym, o czym pragnę napisać większego znaczenia, więc nie będę roztrząsać tej kwestii) postanowili zabrać dzieciaki do kościoła. Nie jest tajemnicą, że my do kościoła nie chodzimy, nasze dzieci nie przystąpiły do komunii świętej i nie wszystkie chodzą na religię (jest to bowiem ich decyzja, czy chcą uczestniczyć w tej lekcji, czy nie i nie ma w tej kwestii między nimi jedno głośności). W związku z tym opiekun kolonijny poczuł się w obowiązku, by uzyskać naszą zgodę, zanim zabierze nasze dziecko na niedzielną mszę.

Pomyślałam, że to dobry pomysł na wpis, gdyż wielu rodziców pewnie boryka się w takich sytuacjach z poszukiwaniem odpowiedzi – zgodzić się, czy nie zgodzić, zabronić, nie zabraniać, itd.

Napiszę jak ja widzę tą kwestię

Fakt, że my (ja i mój mąż) nie chodzimy do kościoła, był wynikiem naszej dorosłej decyzji. Podejmując ją, kierowaliśmy się przede wszystkim wartościami, które nam przyświecają i swoim światopoglądem. Podkreślę – to była nasza dorosła decyzja. Dzieci z racji swojego wieku, nie brały udziału w jej podejmowaniu, one po prostu nigdy nie uczestniczyły w niedzielnych mszach, gdyż kto jak nie my miałby je tam co tydzień prowadzić.

Podejmując decyzję, że nie będziemy wychowywać ich w wierze katolickiej, nigdy nie podejmowaliśmy z nimi tego tematu, nie tłumaczyliśmy niczego, co wiązałoby się z wiarą, bądź jak w naszym wypadku z niewiarą. Uważamy bowiem, że nie chcemy zamalowywać w nich przestrzeni, którą oni powinni, jak dorosną zamalować samodzielnie, wybierając zarówno czym będą malować, jak i barwy, które będą chcieli widzieć na tym obrazie. Nie sposób zauważyć, że gdybyśmy podejmowali z nimi takie dyskusje, teraz gdy są jeszcze młodzi, obraz przesiąknięty byłby barwami, które nam dorosłym są najbliższe, bo dzieci nie są w stanie poddawać w wątpliwość tego, co mówią najważniejsi dla nich dorośli.

Ponadto ważne jest, że podejmując tą decyzję, nie kierowaliśmy się ich dobrem, zwyczajnie nie wiem, co w tej kwestii jest dla nich dobre. Kierowaliśmy się, tak jak napisałam swoim systemem wartości.

Przyszedł jednak w pewnym momencie czas, w którym pojawili się inni dorośli, wyznający inne wartości – szkoła, a w niej nauczyciele, lekcje religii, itd.

Teoretycznie stanęliśmy przed decyzją i co teraz? Piszę teoretycznie, ponieważ dla mnie ani dla mojego męża, nie stanowiło to żadnego dylematu, ani nie wiązało się z żadnymi debatami. Jasne było dla nas, że skoro religia w szkole jest, niech na nią idą jak większość kolegów i koleżanek i jeśli sami zaczną zgłaszać, że nie chcą chodzić na religię, bo dowiedzą się (nie od nas, a od innych dzieci w szkole od nauczycieli itd.), że jest to przedmiot nieobowiązkowy, to zainteresujemy się tym, dlaczego chcą podjąć taką decyzję i zostawimy im w tej sprawie pełną swobodę. Tak stało się, na razie z jednym naszym dzieckiem, pozostała dwójka bardzo lubi religię i przynajmniej na razie nie zamierza z niej rezygnować.

Gdy więc w niedzielę zadzwonił do mnie opiekun kolonii, jasne dla mnie było, że obecnie nasze dziecko znajduje się pod opieką innych osób dorosłych (wysyłając je na kolonie, miałam przecież pełne zaufanie do opiekunów, że jest ono tam bezpieczne) i to te osoby, podejmują szereg decyzji, a wśród nich tą, że chcą zabrać dzieci do kościoła. Nie wyrządzają tym przecież krzywdy mojemu dziecku ani nie narażają na żadne niebezpieczeństwo, wręcz przeciwnie pokazują mu, że różni ludzie mogą kierować się w życiu różnymi wartościami i to jest w porządku.
Gdyby moje dziecko oponowało, manifestowało swoją niezgodę pójścia do kościoła, z pewnością oczekiwałabym, że zostanie to uszanowane i będzie mogło ono zostać na przykład z innym opiekunem, ale dlaczego miałoby się coś takiego zdarzyć? Przecież podejmując decyzję niewychowywania dzieci w wierze katolickiej ani na razie w żadnej innej wierze, nigdy nie mówiliśmy źle o kościele ani o ludziach wybierających inaczej. Nigdy nie ocenialiśmy wyborów innych ludzi ani nie staraliśmy się przekonywać dzieci, że kościół to zło, czy cokolwiek takiego. Takie sytuacje ani rozmowy nigdy w naszym domu nie miały miejsca, więc jak nasze dziecko usłyszało na kolonii: – idziemy do kościoła – pewnie poszło tam, ciekawe jak będzie, bo to jakby nie patrzeć niecodzienne dla niego wydarzenie.

Zdj. pexels.com

Rodzicu, nie odbiearaj dziecku radości z czerwonego paska na świadectwie

Coraz głośniej mówi się i pisze o tym,  by rodzice nie nawoływali o czerwone paski. Krytyków świadectw z czerwonym paskiem nie brakuje. Uważają oni, że czerwony pasek o niczym nie świadczy, że nikt nigdy dziecka o niego nie zapyta, że nie determinuje on kariery...

Rodzicu bądź dla siebie dobry

Internet huczy od memów, historyjek obrazkowych i tym podobnym form przekazu o tym, jakiej krzywdy doświadcza dziecko, które słyszy z ust rodzica, że jest uparte, nieodpowiedzialne, niesforne, mówiąc w największym skrócie nie wystarczająco dobre. Sama od pewnego czasu...

Dlaczego 8-latek nie gryzie i nie szczypie?

Czasami trudno nam rodzicom porzucić kontrolę i zaufać, że jak damy dziecku właściwy przykład to poszczególne zachowania, które nas niepokoją, będą przemijać wraz z wiekiem. Takim zachowaniem jest bez wątpienia agresja. Gdy dziecko zachowuje się...

Dzieci, smartfony, wirtualny świat – co powinno zaniepokoić rodziców?

,Z raportu przeprowadzonego w 2015 roku przez Fundację Dzieci Niczyje wynika, że 64% dzieci w Polsce już w pierwszym roku życia dostaje do zabawy tablet lub telefon. Ponad 40 % dzieci powyżej pierwszego i drugiego roku życia korzysta z tabletów i smartfonów...

Samotność w świecie relacji

Potrzebujemy ludzi, by móc poznawać siebie. Potrzebujemy się w nich przeglądać, pytać i dociekać. Paradoks współczesnych relacji polega na tym, że SIEBIE w nich gubimy. Pięknymi słowami, które wypowiadamy do bliskich nam ludzi, omijamy to, czego widzieć nie chcemy i...

Polaryzując otoczenie i doświadczenie dziecka, wyświadczasz mu niedźwiedzią przysługę

Wychowani w sposób autorytarny, którego założeniem było, że dziecko ma być posłuszne, czyli grzecznie wykonywać polecenia dorosłych, bardzo często dużo uwagi poświęcamy temu, by nasze dziecko nie doświadczało trudności i przykrych emocji. Masę energii wkładamy w to,...

Nie odbieraj dziecku osobowości

Często w procesie wychowania tłamsimy i odbieramy dzieciom to, co w nich najcenniejsze. Walczymy z upartością, gdy tymczasem upartość determinuje podążanie za wyznaczonym sobie celem. Wymagamy uległości, a przecież ludzie ulegli nie potrafią walczyć o swoje. Nie...
error: Nie kopiuj!