fbpx

Jednym z największych wyzwań, przed którymi stoją dzisiejsi rodzice, jest najnowsza technologia. Nasze dzieci są jednym z pierwszych pokoleń, które rozwija się w sąsiedztwie smartfonów, tabletów i innych urządzeń multimedialnych uatrakcyjniających dziecięcy świat. Dla wielu rodziców nie lada wyzwaniem jest trzymanie dzieci z dala od nowinek technologicznych, inni traktują je jako pomoc, gdy potrzebują wykraść dla siebie chwilę spokoju, jeszcze inni biją się z wątpliwościami, poszukując odpowiedzi na pojawiające się pytania.

Kontrola jest chyba najczęściej stosowanym przez rodziców narzędziem, które niestety w którymś momencie przestaje przynosić zamierzone rezultaty i coraz częściej spotyka się rodziców, których dzieci zdają się w ogóle nie panować nad czasem spędzanym w telefonie. Nic dziwnego, że tak się dzieje. Dziesięciolatek, któremu dotąd nikt nie pokazał jak zarządzać daną aktywnością, nie obudzi się któregoś dnia z tą umiejętnością więc dobrze zastanowić się nad tym odpowiednio wcześnie.

Miejsca/strefy/pory dnia bez urządzeń

Warto ustalić pewne reguły dla wszystkich, czyli dla dzieci i dorosłych.

Przykładowo: nigdy nie korzystamy z telefonów przy stole w trakcie posiłków, 2 godziny przed pójściem spać, 1 godziną po wstaniu, na spacerze, podczas wspólnej rodzinnej aktywności, itd.

To jest propozycja, każdy w tym miejscu wypisze strefy, które są dla niego najważniejsze. Zwróćcie uwagę, że w pierwszych latach ten punkt dotyczy głównie rodziców. Dziecko nie ma jeszcze swojego telefonu, więc chodzi o dorosłych, którzy stanowią dla dziecka przykład.

Często zdajemy się kompletnie nie łączyć faktu, że nasze dziecko zbyt dużo czasu spędza w telefonie z tym, że my niczym się od niego w tej kwestii nie różnimy. Tymczasem to jedna z głównych przyczyn nadmiernego korzystania dzieci z najnowszej technologii.

Telefon to nie niania

Dość powszechne dzisiaj obrazki – kolejka w przychodni, dziecko z telefonem, by cierpliwie czekało. Podróż samochodem, dziecko z telefonem, by mu się nie przykrzyło. Dziecko płacze za mamą, która długo nie wraca, tata daje telefon, by złagodzić tęsknotę. Mama chce porozmawiać spokojnie z koleżanką i wypić kawę dziecko przed telewizor. Nie chce jeść, piosenki na YT odwrócą jego uwagę i coś jeszcze w nie wciśniemy. Rodzinne wyjście do zoo, dziecko zachwyca się hipopotamem, a uwaga rodziców skupiona jest głównie na tym, by fotka w telefonie fajnie wyszła, dobrze prezentowała się na fb i tak przy każdym boksie ze zwierzakiem. Dziecko w wózku, mama/tata pcha wózek jedną ręką, drugą trzymając telefon, itd.

Zdarza się najlepszym, jednak chodzi o to, by nie uczynić z telefonu etatowej niani, czy aparatu fotograficznego. Zwróćcie uwagę, że ten punkt podobnie jak poprzedni głównie dotyczy rodziców. Kolejka w urzędzie nie może być jedną z okazji, by sprawdzić co na fejsie, bo już najmłodsze dzieci się temu przyglądają i uczą się poprzez przykład. Dziecięce emocje wynikające z tęsknoty, straty czy nudy są niezbędne by potrafiło sobie w przyszłości radzić z trudnymi emocjami. Jeśli stosujemy umilacze czasu, by się nie kłóciły, nie nudziły, nie biły podczas jazdy samochodem, powinniśmy mieć świadomość, że tą samą strategię zastosują za kilka lat, gdy będzie nudno lub ciężko.

Czas

Gdy kilkulatek dostaje do zabawy smartfon, sprawa jest stosunkowo prosta – mama/tata ustalają czas, który spędzi w ten sposób i dziecko stosunkowo łatwo się do tego dostosowuje. Warto od samego początku korzystać w tym celu z jakiegoś minutnika, by dziecko, które jeszcze nie zna się na zegarku, otrzymało jasny sygnał, że umówiony czas upłynął.

Trzylatek bez problemu, może i powinien robić to samodzielnie. Rolą rodzica niech  pozostanie tylko przypomnienie: – nie ustawiłeś czasu. Chodzi o pokazanie dziecku narzędzia, jako sposobu, dzięki któremu to dziecko będzie za to odpowiedzialne. Trzylatkowi my wyznaczamy czas, ale dzięki takiemu postępowaniu 6-ścio, 7-dmio latek spokojnie sam jest w stanie ustalać sobie ramy czasowe: chcę zagrać, muszę zastanowić się ile zamierzam spędzić dzisiaj czasu na grze i go sobie ustawić.

Stosunkowo naturalnym jest, że początkowe 15, 20 minut dziennie spędzone przez dziecko z grą w telefonie, z czasem przeradza się w coraz dłuższy czas, warto mieć tego świadomość, by jednak nie demonizować tego rodzaju rozrywki i pogodzić się z faktem, że dzieci to lubią i nam to komunikują.

Nie jestem zwolenniczką sztywnych ustaleń typu – możesz grać 2h dziennie, lub możesz grać tylko w weekendy, albo grasz pod warunkiem, że odrobisz lekcje. Zdecydowanie bliższe jest mi podążanie za dziećmi. Są okresy, że grają więcej, są takie, kiedy wszelkiego rodzaju gry mogłyby nie istnieć, bo mają fazę na sztuczki na hulajnodze, jeszcze innym razem każde popołudnie spędzają w jakiejś zbudowanej w krzakach bazie, by znowu złapać bakcyla na najnowszą wersję Fify. Przyglądam się temu i dopóki w większym wycinku widzę, że te aktywności się bilansują, nie czuję niepokoju, gdy 5 popołudnie z rzędu grają w Reymana. 

Czasami (niezbyt często) rozmawiamy o tym, jak łatwo stracić poczucie czasu, surfując po społecznościówkach. Nie zgadzam się na fejsbooka, bo regulaminowo wymagany jest na mim wiek 13 lat. Zachowuję dużą uważność na siebie, gdyż pojawiają się okresy, kiedy telefon ląduje w mojej ręce za każdym razem, gdy siądę na kanapie. Nie oburzam się i nie bronię, gdy dzieci mi o tym mówią, przyznaję im rację i zwiększam samokontrolę w tym obszarze. Gdy widzę, że najstarszy przez tydzień spędza w telefonie dużo czasu, informuję go o swoim spostrzeżeniu, pytając jednocześnie, czy też to zauważył? Jeśli zaprzecza, proszę by zwrócił na to uwagę i umawiam się na rozmowę za tydzień, bo jestem ciekawa jego wniosków. Dotąd nigdy nie zaprzeczył kategorycznie. Za każdym razem przyznaje mi racje i sam z siebie proponuje rozwiązanie –  wyłącza na przykład telefon wieczorem, by go nie korcił. Minie jakiś czas, przestaje wyłączać pewny, że już jest okej. Jakiś czas rzeczywiście jest racjonalnie, by znowu się trochę w tym pogubić i tak kręci się ta nasza codzienność. Proponuję gry planszowe, karty lub wspólny spacer, gdy zaczyna mnie niepokoić atrakcyjność wirtualnej rzeczywistości.

Efekty takiego działania na dzień dzisiejszy są takie, że nasza 7 latka gra sporadycznie tylko wtedy, gdy nie jest na dworze, na którym spędza właściwie cały wolny czas. 9 latek uwielbia piłkę nożną na xbox’ie, ale nie zdarzyło się by wygrała ona z wyjściem na rower, hulajnogę, czy grą w piłkę w realu. Natomiast najstarszy 11-sto latek ma swój telefon, ale tylko sporadycznie bierze go do szkoły, czy na dwór (nie jest to wynikiem naszego zakazu, on po prostu tego nie robi, co wręcz mi czasem wiele rzeczy komplikuje, bo potrzebowałabym się z nim skontaktować, a telefon w domu). Lubi oglądać musicale, grać w koło fortuny i słuchać na YT sucharów:

– Nauczycielka mówi do Jasia – Mówiłam ci, że jak nie schowasz tego telefonu to wyrzucę go przez okno. Oddaj mi ten telefon!!!

-Na co Jasiu – już, już, tylko włączę tryb samolotowy 🙂

Rodzice, których dziecko bardzo dużo czasu spędza w sieci, na grach komputerowych, czy w smartfonie powinni przede wszystkim wziąć za to odpowiedzialność i w pierwszej kolejności przyjrzeć się sobie, czy w ich codzienności telefon/ telewizor/komputer nie odgrywa roli dominującej. Nie ma znaczenia, czy uważają, że dziecko to widzi, czy nie widzi, chodzi o uczciwe przyjrzenie się sobie i zadbanie o to, by najpierw zniknął z Waszej ręki. Podzielenie się z dzieckiem tym spostrzeżeniem, może być świetnym początkiem nowej jakości w Waszym domu. Wspólnie łatwiej wprowadzać zmiany, ale rolą rodzica jest przez cały czas kontrolowanie siebie, a nie dziecka. Zostawcie telefony w domu, by na nowo zachwycić się tym, co umyka, gdy cała uwaga w sieci. Przyglądajcie się temu, jak Wasze dziecko skacze po drabinkach, czy szuka czterolistnej koniczyny i najważniejsze – dajcie sobie czas. Nie ma takiej możliwości, by to wszystko zadziało się w tydzień, jeśli dotąd Wasza relacja wyglądała tak – rodzic – telefon – dziecko.

Zaufanie do dziecięcego współdziałania jest podstawą tego, co napisałam. Dzieci potrzebują zaangażowanych w relację rodziców i jeśli ta relacja ograniczona jest telefonem, w którym rodzic spędza sporo czasu, nie pozostaje dzieciom nic innego jak wziąć z rodziców przykład.

Zdj. pexels.com

Odpowiedzialność osobista – najważniejsza kompetencja

O odpowiedzialności osobistej pierwszy raz przeczytałam u Jespera Juula kilkanaście lat temu. Od tamtego czasu uczę się rozpoznawać ten obszar w swoim życiu oraz w życiu moich dzieci. Odpowiedzialny człowiek to osoba, która podejmuje decyzje i ponosi konsekwencje...

Pozwólmy dzieciom obserwować tą część świata dorosłych

Zaproszę Was dzisiaj do przyjrzenia się pewnej kwestii z nieco innej perspektywy niż ta, do której jesteśmy przyzwyczajone. Opiszę ją na przykładzie smutku, ale ten mechanizm wygląda tak samo w przypadku każdej trudnej emocji, która nam towarzyszy. Wyobraź sobie, że...

Tłumiąc złość, tłumimy jednocześnie radość

Kiedyś wspominałam Wam o tym, co przeczytałam w książce Brené Brown, że tłumiąc złość, tłumimy jednocześnie swoją radość. Od tamtej pory towarzyszą mi te słowa i czuję w ciele prawdę, która się w nich kryje. Jednocześnie gdzieś z tyłu głowy podświadomie poddaję w...

Samotność w świecie relacji

Potrzebujemy ludzi, by móc poznawać siebie. Potrzebujemy się w nich przeglądać, pytać i dociekać. Paradoks współczesnych relacji polega na tym, że SIEBIE w nich gubimy. Pięknymi słowami, które wypowiadamy do bliskich nam ludzi, omijamy to, czego widzieć nie chcemy i...

W takich momentach czujemy się niewidziani

Opowiem Wam historię, do opisania której wielokrotnie namawiała mnie moja przyjaciółka, Malwina (imię zmienione), która jest jednocześnie bohaterką. Ta historia doskonale obrazuje: 1. Co mam na myśli, mówiąc o przeżywaniu emocji. 2. Czego doświadczają nasze dzieci,...

Skąd wiadomo, że dzieciom nie służy to, co im proponujemy?

Tak jak  TUTAJ wspomniałam, dzisiaj dołożę kolejną cegiełkę do tematu zajęć społeczno-emocjonalnych prowadzonych w szkołach. Pragnę Was tym samym zaprosić do uważniejszego przyglądania się temu obszarowi "wspierania (?)" dzieci, ponieważ mam często wrażenie, że umyka...

Wychowanie do posłuszeństwa odebrało nam coś cennego

Kiedyś przeczytałam w książce Brené Brown, że tłumiąc złość, tłumimy jednocześnie swoją radość. Od tamtej pory towarzyszą mi te słowa i czuję w ciele prawdę, która się w nich kryje. Jednocześnie gdzieś z tyłu głowy podświadomie poddaję w wątpliwość, bo przecież...
error: Nie kopiuj!