Kiedy dzieci zachowują się w trudny dla nas sposób, większość z nas podejmuje działania, których celem jest wywołanie u dziecka określonego zachowania. Od tego, czy nie utkniemy w tej fazie, zależy jakoś naszych relacji dziećmi i to z czym w tych relacjach przyjdzie nam się zmierzyć.
Już wyjaśniam…
Pytaniem, które sobie w tych i wielu innych sytuacjach zadają rodzice, jest – co mam zrobić, by on/ona zmienił swoje postępowanie? Jak mam na niego wpłynąć, by zaczął chodzić do szkoły, sprzątać i słuchać tego, co do niego mówimy? Myślę, że poszukiwanie tej odpowiedzi, jest instynktownym działaniem, którego w wielu sytuacjach nie jesteśmy w stanie uniknąć. Nie ma w tym niczego niewłaściwego. Jednak etap poszukiwania tej odpowiedzi nie powinien trwać w nieskończoność. Jeśli działania, które podejmujemy, nie zmieniają naszej rodzinnej sytuacji i nasze dziecko zdaje się nie zmieniać swojego zachowania albo zmienia to zachowanie, ale w jego miejsce pojawia się inne, równie “problematyczne” lub zaczyna chorować, to kluczowe staje się to, czy potrafimy się w tych działaniach zatrzymać. I tutaj w wielu rodzicach pojawia się niepokój, lęk i/lub strach, że jak przestaną starać się wpływać na dziecko, sytuacja jeszcze bardziej się skomplikuje. Im starsze dziecko, tym emocje silniejsze, bo często skala trudności, których doświadczamy, jest większa i zdaje się mieć poważniejsze konsekwencje. Trudno mi sobie wyobrazić rodzica, który nie spotyka się w swojej głowie z myślami, że jak odpuści, to dziecko wyrośnie na “chuligana”, “bałaganiarza”, nie skończy szkoły, zmarnuje sobie życie, coś sobie zrobi. Wszystkie te obawy podszyte lękiem, są jak najbardziej uzasadnione. Niewiele możemy z nimi zrobić i nawet jeśli odwracamy od nich uwagę, próbując sobie coś racjonalizować, nie zmienia to faktu, że one nam towarzyszą. Jednak choć nie mamy zbytniego wpływu na myśli i uczucia, mamy wpływ na to, jakie działania podejmujemy, kiedy nam towarzyszą. Działaniem, które ma szansę realnie wpłynąć na zmianę sytuacji, w której się znajdujemy, jest przeniesienie uwagi z dziecka, na siebie i zastanowienie się:
|
Być może nie obędzie się bez wsparcia osób, które pomogą nam przeanalizować sytuacji w naszej rodzinie Im starsze dziecko, tym trudniej samemu dostrzec to, co się dotąd wydarzało. Taką osobą, może być, brat, siostra, przyjaciółka lub specjalista, który rzuci inne światło na to, jak wobec naszego dziecka postępowaliśmy dotychczas.
Otwarcie się na te uwagi, słowa i spostrzeżenia, choć często bolesne daje nam szansę dotarcia do tego, o czym informuje nas nasze dziecko, zachowując się w dany sposób.
Często docieramy tam do tego, że:
- nieświadomie manipulujemy dzieckiem,
- metody, które stosujemy tylko z pozoru różnią się od tych, które stosowali nasi rodzice,
- nie szanujemy autonomii naszego dziecka,
- nie potrafimy puścić kontroli,
- rezygnujemy z siebie “dla dobra dziecka”,
- jesteśmy nadopiekuńczy,
- traktujemy dziecko, jak projekt,
- traktujemy dziecko, jak swoją wizytówkę,
- nagminnie zmuszamy się do spędzania z dzieckiem czasu w określony sposób,
- podejmujemy działania, które mają nas (rodziców) chronić przed trudnymi emocjami,
- nie lubimy swojego dziecka i zalewa nas z tego powodu morze poczucia winy i wstydu,
- skupiamy się na dziecku, by nie zajmować się swoimi dorosłymi problemami,
- nie żyjemy w zgodzie z wartościami, które głosimy (to jest bardzo często nieświadome, na świadomym poziomie jesteśmy przekonani, że robimy i mówimy to samo),
- udajemy (przed sobą, współmałżonkiem, przyjaciółmi, szefem, rodziną) kogoś kim nie jesteśmy,
- wkładamy masę energii, by zachować iluzję swojego życia,
- tylo nam się tak wydaje, że skutecznie ukrywamy romans,
- odwracamy głowę od tego, co w naszym dorosłym życiu trudne i niewygodne,
- gardzimy drugim rodzicem dziecka (nawet jeśli nie mówimy tego głośno, dzieci mają z tym kontakt),
Ta lista zdaje się nie mieć końca, ponieważ ile ludzi tyle historii. Uświadomienie sobie tego, co wnosimy do relacji z dzieckiem i stanięcie w prawdzie, ma szansę realnie zmienić sytuację.
Kiedy więc dochodzimy do ściany i nie wiemy, co jeszcze możemy zrobić, by wpłynąć na swoje dziecko, możemy wykonać jeszcze ten jeden krok – ZACZĄĆ WPŁYWAĆ NA SIEBIE. |
Często najtrudniejsze jest, otworzenie się na perspektywę, że osoby, które są gotowe, podzielić się z nami tym, co widzą, nie mówią tego, by nam wytknąć błędy. Nasze mechanizmy (też mam takie 🙂 ) odrzucają niewygodne słowa, a chodzi o to, by mimo niewygody usłyszeć, nawet jeśli później mielibyśmy to, co usłyszeliśmy odrzucić. Już sam fakt, że jesteśmy gotowi skupić się na poszukiwaniu odpowiedzi w sobie, zamiast prób zmieniania dziecka, powoduje, że minimalizuje się napięcie w naszych relacjach i to robi wielką zmianę. |