Opowiem Wam historię, do opisania której wielokrotnie namawiała mnie moja przyjaciółka, Malwina (imię zmienione), która jest jednocześnie bohaterką.

Ta historia doskonale obrazuje:

1. Co mam na myśli, mówiąc o przeżywaniu emocji.

2. Czego doświadczają nasze dzieci, kiedy my, zamiast ich słuchać i widzieć, zaczynamy im radzić lub szukać rozwiązań.

Jednym ze zwrotów bardzo często używanym przeze mnie w życiu, na szkoleniach oraz w tym, co do Was wysyłam, jest  – bądź w niewygodzie trudnych emocji.

Pojawia się on w postaci różnych zdań:

  • „Bądź w niewygodzie tego, co czujesz…”
  • „Pozwól sobie doświadczać uczuć, które Ci towarzyszą…”
  • „Nie uciekaj od tego, co czujesz…”
  • „Nie racjonalizuj tego, czego doświadczasz…”
  • „Nie próbuj zrozumieć po prostu czuj…”
  • „Po prostu przeżywaj…”

Nie wiem, czy brzmią dokładnie tak, ale na pewno taki jest ich sens, ponieważ ten kierunek uważam za kierunek „do siebie, do środka”. Nie znam innej drogi odkrywania siebie w relacji z dzieckiem, a także w innych relacjach, które tworzymy, niż ten, który przekierowuje naszą uwagę na to, co czujemy i co myślimy.

Poznajcie Malwinę…

Od przypadkowego spotkania do przyjaźni

Z Malwiną znamy się od kilku lat. Poznałyśmy się na treningu interpersonalnym, w którym uczestniczyłyśmy i nawiązałyśmy znajomość, którą dzisiaj bez wahania mogę nazwać przyjaźnią. W związku z tym, że łączy nas trochę kilometrów, duża część rozmów, które prowadzimy, odbywa się przez telefon, ale oczywiście spotykamy się kilka razy w roku, czy to zupełnie towarzysko, czy to przy okazji szkolenia, w którym bierzemy udział lub jak w historii, którą dzisiaj opowiem, realizując wspólny projekt.

Na przełomie zeszłego i obecnego roku zaprosiłam Malwinę do realizacji projektu. Wiązał się on z wyjazdem i wspólnym dwutygodniowym mieszkaniem, co pozwoliło nam poznać się od zupełnie innej strony. Jak się później okazało, pozwoliło Malwinie również doświadczyć tego, o czym wielokrotnie rozmawiałyśmy i co mi wydawało się oczywiste.

Od tamtego czasu namawiała mnie ona do opowiedzenia tej historii. Tłumaczyła, to tym, że jak ja mówię o „byciu w niewygodzie trudnych emocji” to te słowa nie oddają tego, czym ono w rzeczywistości jest. Według niej to, co  wydarzyło się w kuchni mieszkania, które wspólnie wynajmowałyśmy, doskonale oddaje to, czego nie potrafiła usłyszeć, kiedy rozmawiałyśmy o przeżywaniu emocji w tu i teraz i jest pewna, że ta historia może okazać się bardzo ważna również dla Was, czytelniczek mojego newslettera, więc postanowiłam się nią w końcu podzielić.

styczeń 2023 roku


Sytuacja miała miejsce po jednym z warsztatów, które prowadziłam dla uczniów klasy 8. To nie była łatwa grupa. Kilkoro chłopców pochodziło z rodzin dysfunkcyjnych i sprawiali trudności wychowawcze. Nauczyciele ostrzegali mnie przed pracą w tej klasie, przede wszystkim właśnie z powodu tych chłopców.

Zwykle w takich sytuacjach udaje mi się zachować ciekawość poszczególnymi osobami w grupie/klasie, bez „uprzedzania się”. Tak było również w tej sytuacji. Chłopcy najpierw przyglądali mi się z dużą uwagą, później rzeczywiście dało się ich zauważyć, ale mimo to z dużym zaangażowaniem uczestniczyli w warsztatach. Jedno z ćwiczeń, które robiliśmy, dotyczyło marzeń.

– O czym marzysz? – odpowiedź miał podać jeden ze wspomnianych chłopców.

Zamyślił się, widać było, że go to pytanie porusza i po krótkiej chwili powiedział: – O starym. Chciałbym mieć starego.

Tak mnie poruszyły jego słowa, że dosłownie zaniemówiłam. Pojawił się we mnie cały wachlarz emocji – od zaskoczenia, przez strach i niepokój aż do wzruszenia. 

W wyniku intensywności tych emocji nie mogłam wydusić z siebie słowa. Widziałam, że on również był bardzo zaskoczony tym, co powiedział. Pewnie zaskoczyła go również moja reakcja. Wiem, że wyczytał ze mnie to, co przeżywałam.

Lekcja się skończyła. Uczniowie wychodzili z klasy, a ja czułam, że chciałabym nawiązać do tego, co się wydarzyło, ale nie zdecydowałam się poprosić go, by został chwilę w czasie przerwy.

Zostałam z poczuciem, że chciałabym coś powiedzieć, jakoś domknąć to, co się wydarzyło. Okazać mu większe wsparcie.

Po powrocie do wynajmowanego mieszkania opowiedziałam o tym, co się wydarzyło Malwinie, która słuchając mnie, bardzo szybko zaczęła w swoim stylu pytać – ale Kaśka, pomyśl, to musi być coś twojego?

Próbowała mnie pocieszyć – ale zobacz…

Jej słowa wywoływały we mnie gniew. Czułam, jak narasta we mnie złość. Zupełnie jakby chciała mi zabrać to, co było w tym momencie dla mnie bardzo ważne. Jakby próbowała pozbawić mnie czegoś cennego.

Powiedziałam jej o tym: – Nie chcę teraz zastanawiać się, czy to jest moje czy nie jest moje. Chcę po prostu być smutna i rozgoryczona! 

Wyszłam do swojego pokoju i zanurzyłam się w towarzyszących mi emocjach, do których dołączyła złość.

Jak się później okazało, dla Malwiny to był moment przełomowy. Nie wiem, ile ona już razy dziękowała mi za to doświadczenie. Mówi, że dopiero wtedy zrozumiała, co mam na myśli mówiąc – zanurz się w swoich emocjach. Nie bój się ich. One cię nie zabiją.

Coraz częściej widzę, jak uciekamy od emocji w szeroko pojęty samorozwój. Malwina, która na co dzień pracuje z drugim człowiekiem, chciała mnie wesprzeć, tak jak wspiera swoje klientki, wiem o tym. Jednak od przyjaciół oraz znajomych potrzebujemy zupełnie innego wsparcia niż od terapeuty. Potrzebujemy BYCIA i przestrzeni na to, czego doświadczamy. Gdyby powiedziała wtedy – choć pójdziemy na spacer pomilczeć w tym trudnym, to poczułabym, że ona mnie widzi. Albo gdyby postawiła przede mną ciepłą herbatę.

W takich momentach potrzebujemy tylko bycia przyjętymi z tym wszystkim, co nam towarzyszy.

Kiedy przeżywamy coś trudnego, to nie jest dobry moment na dociekanie, skąd to pochodzi i z jakim doświadczeniem z naszego dzieciństwa się wiąże. To nie jest czas na podrzucanie wskazówek, bo one nie są najważniejsze. Najważniejsze jest, by emocje wybrzmiały. Najważniejsze jest, byśmy miały szansę poczuć się bezpiecznie ze wszystkim, co w danym momencie wnosimy.

Tę historię możemy odnieść również do naszych dzieci. One podobnie jak ja, siedząca wtedy w tej kuchni, czują złość, kiedy, zamiast ich słuchać, próbujemy rozwiązywać ich problemy. One podobnie jak ja, wychodzą wtedy do swojego pokoju, ponieważ potrzebują przeżywać, a nie szukać rozwiązań ani powodów. Potrzebują się złościć, smucić, tęsknić, rozpaczać albo/i się bać. Potrzebują kubka gorącej herbaty, a nie naszego narzucania się. 

Moment, w którym powiedziałam Malwinie, że nie chcę się teraz nad niczym zastanawiać, to jest ten moment, kiedy nasze dzieci, często bez słów zamykają się w swoich pokojach. Zastanawiamy się, czemu wolą być same i co możemy zrobić, by do nich dotrzeć. Jednak odpowiedzi poszukujemy wśród metod i sposobów wychowawczych, bo chcemy być skuteczne. Uczymy się metod komunikacji, bo do tego nawołują specjaliści i nie rozumiemy, dlaczego nasze dzieci stają się coraz bardziej wkurzone i zamknięte w sobie. 

 

Zostańcie z tą historią również w kontekście relacji z dziećmi i napiszcie czy ona w Was coś porusza?

Czy normalizacja i oswajanie to na pewno właściwy kierunek

Opowiem Wam dzisiaj dwie historie. Obie prawdziwe. Jedna złożona z wielu. Wiem, że poruszam tymi historiami bardzo delikatny i drażliwy temat. Wiem też, że tego chcę, ponieważ uważam, że od odwagi zaglądania tam, gdzie niewygodnie, zależy, czy zatrzymamy ten...

Sprawdź, czy też popełniasz ten błąd

Współczesny świat rodzicielstwa ofiarowuje rodzicom to, do czego poprzednie pokolenia nie miały dostępu - szerokopojętą wiedzę na temat rozwoju dzieci. Nigdy dotąd nie mówiło się o potrzebach dzieci ani o ich podmiotowości. Wiedza płynie do współczesnych rodziców z...

Kontrola nie buduje zaufania

W naszej kulturze powszechnymi powiedzeniami są: - zaufanie, jest dobre, ale kontrola jeszcze lepsza. - kontrola najwyższą formą zaufania. W myśl których, jeśli zależy nam, by dziecko zachowywało się w oczekiwany przez nas sposób, potrzebujemy tego dopilnować,...

Perspektywa, która zmienia wszystko

Długo zastanawiałam się, czy poruszyć dzisiejszy temat. Napisałam ten tekst kilkadziesiąt dni temu i nie wiedziałam, czy zdecyduję się go publikować.  Czuję jednak, że ten temat właśnie w tym kontrowersyjnym kontekście, próbuje ujrzeć światło dzienne,...

Chodzi o to, by zdrowieć

W mojej pracy inspirowania do spojrzenia na relację rodzic-dziecko z innej niż dotychczas perspektywy, najtrudniejsze jest zaproszenie rodziców do porzucenia chęci nauki nowych rodzicielskich umiejętności.Tak bardzo jesteśmy przekonane, że chodzi o to, by się czegoś...

Czy (nieświadomie) odbierasz dziecku witalność?

Podczas jednego z prowadzonych przeze mnie ostatnio szkoleń pojawił się temat marzeń. Uczestnik zwrócił uwagę na to, jak ważne jest, żebyśmy uczyli dzieci marzyć. Ach ta nasza dorosłość.... przekłamuje nam to, do czego w sobie straciliśmy dostęp. Bo marzenia są jak...

Stojąc pod ścianą, możesz wykonać jeszcze ten jeden krok

Kiedy dzieci zachowują się w trudny dla nas sposób, większość z nas podejmuje działania, których celem jest wywołanie u dziecka określonego zachowania. Od tego, czy nie utkniemy w tej fazie, zależy jakoś naszych relacji dziećmi i to z czym w tych relacjach przyjdzie...
error: Nie kopiuj!